czwartek, 25 marca 2021

Ulica Jedności Narodowej, Żymierskiego, Goleniowska (Gollnowerstrasse), część 1

Pomny doświadczenia z dłuższymi, już opisanymi ulicami Maszewa, których historyczne przedstawienie przekształcało się w rozciągającego się węża, być może zbyt nużącego dla jednorazowej lektury, ulicę Jedności Narodowej podzielę na dwa odcinki. Dzisiejszy spacer retrospektywny obejmie krótki fragment ul. Jedności Narodowej - od Baszty Francuskiej do skrzyżowania z ulicami Nowogardzką i Spacerową.

Ostatnia, niemiecka nazwa tej ulicy - Gollnowerstraße, z pewnością nie była pierwotną, najstarszą. Trzeba bowiem pamiętać, że uformowany w XIII wieku, w obrębie murów obronnych, wewnętrzny układ ulic, jaki niemal bez zmian pozostał do dziś, wynikał z jednej strony z określonej topografii terenu, a z drugiej - z jeszcze starszego układu traktów drogowych, jaki we wczesnym średniowieczu powstał pomiędzy najstarszymi grodami Pomorza. W przypadku Maszewa, jego najstarszą osią komunikacyjną stanowił trakty łączące Szczecin i Stargard z Kołobrzegiem. Schodzące się w Maszewie drogi ze Szczecina i Stargardu wiodły dalej przez Redło do Nowogardu, traktem wzdłuż zachodniego brzegu Jeziora Warszowskiego, bo taka jest jego najstarsza nazwa (Warsower See). Najstarsza droga z Maszewa do Goleniowa wiodła ulicą Darską, w kierunku Rożnowa. Współczesne, skrócone połączenie drogowe - poprzez wybudowanie, wcześniej nieistniejącej drogi z Jarosławek do Mostów, powstało dopiero w drugiej połowie XIX wieku. Więcej na ten temat można znaleźć w artykule "Dawne drogi zatarł czas".

Wybudowana i utwardzona XIX-wieczna ulica Goleniowska była dawną drogą polną w kierunku Nowogardu, była to więc historyczna droga Nowogardzka - o najwyższej randze drogi krajowej, nadanej jej na początku XVIII wieku, kiedy nią w ciągu tego stulecia wiódł przez Maszewo szlak handlowy, wojskowy i polityczny z Berlina, przez Gdańsk i Królewiec do Sankt Petersburga. Droga na Nowogard zaczynała się za murami przy Baszcie Francuskiej, do której przylegała Brama Nowogardzka. 

Szlak wiodący przez Maszewo ma jednakże znacznie starsze, wczesnośredniowieczne korzenie, kiedy powstał warowny gród na Górze Zamkowej. Jak zauważył historyk Zbigniew Radacki, "Grody pomorskie to grody plemienia m.in. Pyrzyczan i Wolinian, usytuowane na ważnych dla obrony terytorium punktach strategicznych (nad żeglownymi wodami, w pobliżu traktów handlowych), np. Kamień Pomorski, Maszewo" ("Jantarowe szlaki", 1975 Nr 11-12). 

To właśnie dokładnie tą drogą z Berlina, przez Stargard i Maszewo podążał dalej, przez Nowogard do Gdańska, wzięty na dworach pruskich artysta-grafik Daniel Chodowiecki (1726-1801). Swoją podróż opisał i zilustrował zbiorem rysunków, w tym jeden z noclegu spędzonego w Maszewie (nie był zbudowany jakością serwisu hotelowego). Ilustracja ta zamieszczona jest w artykule "Maszewo na wielkich szlakach historii". Tutaj zamieścimy widok na Gdańsk z końcowego etapu jego podróży. Ta właśnie mała karawana przejechała przez Maszewo 5 i 6 czerwca 1773 roku.

Chodowiecki przejeżdżał w Maszewie przez dwie bramy - Stargardzką i Nowogardzką, które wówczas posiadały jeszcze średniowieczne elementy fortyfikacyjne: most, fosę i przedbramie. Niestety nie wiemy dokładnie, jak wyglądała ta architektura obronna po obu stronach miasta. W oparciu o informacje historyczne i topografię terenu warto przy okazji pokusić się o próbę jej szkicowego zrekonstruowania. 

Obie bramy po przeciwległych stronach murów obronnych łączyły dwie ulice - Wojskowa (Heerstrasse, dzisiaj Wojska Polskiego) i Goleniowska (obecnie Jedności Narodowej). Dzisiaj możemy tylko wyobrażać sobie pierzeje tych ulic po obu ich stronach - zwarta zabudowa XVIII-wiecznymi i starszymi budynkami mieszkalnymi, przeważanie parterowymi, a także jednopiętrowymi (zwłaszcza w sąsiedztwie ratusza i rynku), praktycznie wszystkie - poza kościołem i ratuszem, w konstrukcji ryglowej, o dachach dwuspadowych. Nawierzchnia ulic nie miała jeszcze wtedy kamiennych "kocich łbów", a była tylko mniej lub bardziej wyrównanym ziemnym klepiskiem. Ten rodzaj nawierzchni w pewnym sensie oddaje poniższa, stylizowana przeze mnie fotografia (foto: michał13, portal Mapio.net)  fragmentu tych ulic w pobliżu baszty, podczas zimy.

Obwałowania obronne, fosy i przedbramia zostały zlikwidowane w latach 1784-1786, a same bramy rozebrane w 1866 roku, kiedy rozpoczęto program modernizacji dróg do Stargardu, Goleniowa i Nowogardu i wąskie bramy były w tym przeszkodą. Wszystkie omawiany dzisiaj domy zostały zbudowane w drugiej połowie XIX wieku, kiedy to miasto "wyszło" z zabudową miejską poza obręb murów obronnych.

Oto fragment przebiegu południowej części "drogi królewskiej" pomiędzy Berlinem i Sankt-Petersburgiem, z początku XIX wieku (źródło: "Tableau historique, geographique, militaire et moral de l'empire de Russie", 1812).

Ale wróćmy do początków poczty w Maszewie, bowiem od czasu, kiedy powołano tutaj urząd i stację zmiany koni pocztowych (Poststation), można mówić o włączeniu Maszewa w system poczty królewskiej. Miało to miejsce jesienią 1653 roku, kiedy powstało regularne połączenie pocztowe pomiędzy Stargardem, a Kołobrzegiem. Pół roku później, zarządzeniem Michaela Matthiassa, brandenburskiego generalnego poczmistrza, 29 marca 1654 roku Maszewo zostało włączone w międzynarodową sieć dróg pocztowych. Z tą datą powołano bowiem połączenie pocztowe pomiędzy Holandią a Prusami Wschodnimi na następującej trasie: Nymwegen - Kleve - Wesel - Hamm - Bielefeld - Herford - Minden - Halberstadt - Magdeburg - Brandenburg - Potsdam - Berlin - Bernau - Freienwalde - Königsberg, Neumark (Chojna) - Bahn (Banie) - Pyritz (Pyrzyce) - Stargard - Massow (Maszewo) - Dolgenkrug (Dołgie) - Naugard (Nowogard) - Plathe (Płoty) - Greifenberg (Gryfice) - Pinnow (Pniewo) - Körlin (Karlino) - Köslin (Koszalin) - Zanow (Sianów) - Schlawe (Sławno) - Stolp (Słupsk) - Reitzerkrug (Redzikowo) - Lupow (Łupawa) - Lauenburg (Lębork) - Wutzkow (Osowo) - Mirchau (Mirachowo) - Dönnemörse (Donimierz) - Oliva (Gdańsk-Oliwa) - Straschin (Straszyn) - Dirschau (Tczew) - Marienburg (Malbork) - Elbing (Elbląg) - Frauenburg (Frombork) - Braunsberg (Braniewo) - Heiligenbeil (Świętomiejsc, Mamonowo) - Brandenburg am Haff (Uszakowo) - Königsberg (Królewiec, Kaliningrad) - Kurische Nehrung (Mierzeja Kurońska) - Memel (Kłajpeda).


Powstały trakt handlowy z regularną komunikacją zwiększył ruch towarów i osób przez Maszewo, co miało pozytywny wpływ na odbudowę miasta po pożogach Wojny Trzydziestoletniej (1618-1648) i pozwoliło na jego powolny, ale stały rozwój. Miasto znalazło się również na szlaku handlowym, wiodącym z Hamburga do Gdańska, Rygi i Sankt-Petersburga. Oto powyżej fragment zestawienia stacji pocztowych na tym szlaku, z publikacji "Die vornehmsten europäischen Reisen", wydanej w Hamburgu w 1775 roku. Zestawienie obejmuje wykaz odległości drogowych w milach, z lewej strony - pomiędzy kolejnymi stacjami, z prawej - łączną odległość od Hamburga (1 mila pruska to 7532,48 metrów). 

Ta sama droga pocztowa z Berlina do Gdańska, ale dalej do Prus Wschodnich skrócona - przez Mierzeję Wiślaną, widoczna jest na poniższym fragmencie mapy "Postarum Seu Veredariorum Stationes Per Germaniam Et Provincias Adiacentes", wydanej w Brukseli w 1711 roku.

Wróćmy do nowszych czasów. Jak to bywa typowe dla miast na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych, nazwy ulic po zakończeniu wojny zmieniały się nie tylko z niemieckich na polskie, czasami zachowując jej dawny, historyczny sens, ale później ponownie - z powodów politycznych, gdy zawarte w nazwach ulic pewne postaci i idee strącane były z piedestału. Tak i po zdobyciu Maszewa poniemiecką Goleniowską nazwano ulicą Michała Żymierskiego - ówczesnego marszałka Polski. Był to raczej wyjątkowy w tamtej epoce przypadek, aby obdarzać nazwy ulic nazwiskami, pochodzącymi od aktualnie żyjących osób (na przykład Adolf-Hitlerstraße, czy ulica Stalina). Dzisiejszą, ładną nazwę Jedności Narodowej, która wytrzymała ogniową próbę dekomunizacji, ulica otrzymała zapewne po śmierci Józefa Stalina w 1953 roku lub trochę później.

Ruszajmy więc od strony ulicy Wojska Polskiego ulicą Jedności Narodowej. Po lewej stronie zaczyna się numeracja ulicy, a po prawej się kończy ostatnim numerem 47. Oto wizerunek domów numer 1 i 2, pomijając cały dom pierwszy z lewej, który chociaż zaczyna tą pierzeję, należy do ulicy Wojska Polskiego (Nr 56). Domy po oby stronach ulicy od Baszty Francuskiej do ulicy Kwiatowej powstały na miejscu dawnych umocnień średniowiecznych - przedbramia oraz splantowanych wałów i zasypanej fosy.

Z fasady domu numer 1 usunięto oryginalne gzymsy i obramienia okien (w zamian je domalowano), natomiast ściana frontowa domu pod numerem 2 zachowała szczęśliwie swój pierwotny wygląd architektoniczny. Jesteśmy w roku 1931, kiedy wydany został chyba przedostatni spis adresowy mieszkańców Maszewa. Zajrzyjmy do środka, któż mieszka w tych domach (nie obowiązywało wtedy jeszcze absurdalne RODO, utrudniające osobiste kontakty społeczne, które władza coraz gorzej toleruje).

Kamienica pod numerem 1 była mocno zaludniona, bowiem tylko formalnych lokatorów, a więc nie licząc rodzin, było siedmiu. Mieszkał tam garncarz Gustav Behrensdorf, służący Richard Wollin i Emil Hübner, wdowy Wilhelmine Hornbostel (z domu Lemke) i Klara Rüdiger oraz Luis Lübschütz, handlarz futrami, który wcześniej mieszkał na ulicy Księżej (dzisiaj Grunwaldzka). W bardziej okazałej kamienicy Nr 2 mieszkali: liniarz (producent lin) Karl Tapper, krawiec Willi Schwemke, rencista August Reinke i handlarz cygarami, Hermann Pahl.

Z przykrością odmawiam sobie pokazania współczesnego wyglądu domu pod numerem 3. Powodem jest jego całkowicie zmasakrowana w latach 1970-tych fasada. W zamian prezentuję poniższą fotografię, jaką opublikowała w internecie w 2020 roku maszewska Izba Pamięci.

Cały parter, jak wskazują napisy na ścianie, zajmował sklep z produktami kolonialnymi oraz z wyrobami rymarskimi (skórzanymi) i tapicerskimi, którego właścicielem był (tak chyba, jak i całej kamienicy) Gustav Wolff. Na zdjęciu zapewne sam właściciel, wraz z rodziną albo obsługą sklepową. Oprócz rodziny Wolffów dom zamieszkiwał rolnik Ferdinand Braun oraz kupiec Ferdinand Willnow. Wjazd na podwórze tej posesji i do zabudowań gospodarczych rolnika był od strony Promenady Okrężnej (Ringpromenade), zwana dzisiaj na tym odcinku ulicą Hanki Sawickiej. 

Nie tylko wspomniany wyżej A. Raineke handlował cygarami, ale także F. Willnow, który oferował i inne produkty. Oto wycinek jego ogłoszenia z "Massower Anzeiger" z 1918 roku: "F. Willnow poleca cygara i papierosy wykonane z czystego tytoniu. F. Willnow oferuje pastę do butów i dobre wyroby z wosku" (Zigarren und Zigaretten aus reinem Tabak gefertigt empfiehlt F. Willnow. Schucreme gute Wachsware offeriert F. Willnow). 
 
W ogłoszeniu w tej miejscowej gazecie z 1932 roku polecał sprzęt typowy, sprzedawany w - jak go kiedyś nazywano, "sklepie żelaznym", cytuję: "Polecam cały sprzęt ogrodniczy. Na składzie mam łopaty z trzonkiem i bez, szufle, widły, motyki, grabie, sadzarki do ziemniaków, grabie cmentarne, wszelkiego rodzaju uchwyty, konewki wszystkich rozmiarów, ocynkowaną siatkę drucianą we wszystkich rozmiarach oczek i każdej wysokości, a także drut kolczasty i drut gładki. Ferdinand Willnow, telefon 202". W innym anonsie w tej gazecie polecał "czerwone pomarańcze, wielkie i słodkie owoce, trzy sztuki za 25 fenigów". Dla porównania średnia cena jednego jajka wynosiła wówczas na Pomorzu 8 fenigów, a kilogram żytniego chleba 29-30 fenigów.

Pamiętam z lat 1960-tych sklep w byłej kamienicy G. Wolffa, z tą samą fasadą, balkonem i wejściem na rogu, nie był jednak taki duży - rodzaj "delikatesów" pod nazwą "Figa". W tamtych czasach "Delikatesy" to nazwa zarezerwowana dla sklepów spożywczych z produktami "z wyższej półki". Wysokie ceny regulowały popyt na artykuły spożywcze, na które nie można było sobie pozwolić na co dzień, a tylko od święta. Dzisiaj byłby - mówimy bardziej o asortymencie, niż jakości produktu, zwykłym sklepem spożywczym. W czasach Gierka (lata 1970-te) takie sklepy powoli traciły rację bytu, bo ludzie mieli więcej pieniędzy, niż towaru było w sklepach. Sklepy z klasyczną ladą, zza której pani "sklepowa" ważyła i podawała towar, wyposażone były w wagi, jak na plakacie wychowawczo-propagandowym obok.

Na początku dekady Gierka zaczęła się, i to w skali krajowej, także rzeź architektoniczna budynków "z charakterem". Miało być nowocześnie i socjalistycznie - bez ekstrawagancji, prosto i praktycznie. Pieczołowicie więc usuwano balkony, czasami z piękną secesyjną metaloplastyką, "prostowano" otwory okienne, skuwano ornamenty i gzymsy i zastępowano to równym tynkiem - barankiem: tynkarz walił w drążek umoczoną w zaprawie miotłę uliczną z wikliny, a ta rozpryskiwała "baranka" na murze. W ten sposób wiele ładnych fasad pokryto takim barbarzyńskim tynkiem. Dom przy ul. Jedności Narodowej 3 jest świadectwem tej epoki.

Spójrzmy teraz na drugą stronę ulicy, na domy z numerami (kolejno od lewej) 46, 46a i 47. Pierzeja ta zachowała ogólnie swój pierwotny wygląd, z wyjątkiem zabudowanej około 2000 roku, kiedyś wolnej przestrzeni, pomiędzy domami 46a (sklep spożywczy) i 47. Z dachu budynku 46a zniknął także rodzaj trójkątnej attyki nad wejściem. Zapewne podczas remontu okazał się jeszcze jedną, zbyt skomplikowaną fanaberią dawnego architekta.

W domu 47 mieszkał szewc August Kamrath oraz wdowa Marie Garbrecht. Pod tynkiem fasady można dopatrzeć się (na innych starych zdjęciach lepiej widoczne) przebijające zarysy konstrukcji ryglowej budynku. Tuż za tym domem, w miejscu obecnie zabudowanym, była brama prowadząca na podwórze.

A tak z bliska wyglądał w końcu lat 1930-tych dzisiejszy pawilon sklepowy pod numerem 46a. W progu zapewne sam właściciel - Hans Müller. Pawilon został zbudowany prawdopodobnie około 1915 roku i służył początkowo jako sklep fabryczny maszewskiej elektrowni, w którym sprzedawano sprzęt oświetleniowy i elektryczny (źródło: "Massower Anzeiger").

Małżeństwo Müllerów (żona Ella, z domu Karnowsky) sprzedawali w nim sprzęt AGD (artykuły gospodarstwa domowego - termin zadziwiająco trwały po poprzedniej epoce) oraz wyroby szklane, porcelanowe i kamionkowe. 

Oto wazonik z herbem Maszewa, który z pewnością można było kupić w sklepie Hansa Müllera (niezrealizowana oferta sprzedaży na Allegro z 2021 roku). Ręcznie malowany, wyprodukowany w serii "Wilhelm Kunst", w znanej manufakturze Porzellanfabrik Fraureuth AG w Górnej Saksonii, czynnej w latach 1865-1926. Wyroby tej fabryki cieszyły się w tamtych czasach wielką renomą, co nie dziwi, jeżeli spojrzymy na załączoną obok ilustrację innego jej produktu - statuetki kobiety z dwoma chartami.


Porcelanka - popielniczka z herbem Maszewa, która widnieje w logo tego blogu, także musiała być w składzie sklepu państwa Müller. Podobna znajduje się, o ile się nie mylę, w zbiorach Izby Pamięci w Maszewie. Oto jedna z nich, średnica około 80 mm, oferowana w 2019 roku przez antykwariat Wu-El na portalu One-Bid (oferta sprzedaży niezrealizowana).


Okres tuż powojenny był dla niezasiedlonych budynków miasta niemal równie groźny, jak działania wojenne, bowiem wszelkie, nie zabite deskami "pustostany" ulegały szybkiej ruinie. Oto poniżej okkna wystawowe byłego narożnego domu meblowego i sklepu H. Müllera na zdjęciu z około 1953 roku. Na pierwszym planie ciągnący sanki z dziećmi Franciszek Olszak (ze zbiorów Społecznego Muzeum Energetyki w Maszewie). Pod koniec lat 1950-tych pomieszczenia po byłym sklepie meblowym, po zmniejszeniu okien wystawowych,  zajęła apteka, przeniesiona w 1959 roku z budynku przy ul. Wojska Polskiego 47.


A teraz mała konfrontacja z czasów budowania socjalizmu - były sklep Müllera w 1967 roku. Zanim został doprowadzony do takiego stanu pamiętam, że po częściowym zabudowaniu okien wystawowych, do początków lat 1960-tych była tam ślusarnia, a później - chyba niedługo, coś w rodzaju "sklepu żelaznego", jak się określało sklep za gwoździami, łańcuchami, widłami, ocynkowanymi miskami, tarkami do prania itp. 
 
 
Jeszcze pod koniec "starej ery" budynek wyremontowano, obniżając przy tym wysokość parapetów, pod potrzeby najpierw sklepu z odzieżą, a później tymczasowej siedziby biblioteki miejskiej. W tym okresie budowano nowy dom kultury przy ul. Szkolnej, który przeniesiono z lewego skrzydła przedszkola państwowego, mieszczącego się na drugim końcu ul. Jedności Narodowej. Szyld nad wejściem: "Biblioteka publiczna w Maszewie". W podobnym okresie, w sąsiadującej aptece powiększono otwory okienne poprzez zlikwidowanie łuków i wymieniono stolarkę okienną na stalową. Oto stan tych budynków w 1984 roku (źródło: Siegfried Projahn - "Stadt und Land Massow in Pommern", 1987).
 

Powróćmy na drugą, zachodnią stronę ulicy, po której między ulicą Kwiatową i Spacerową jest niewielki park. Jeden z mieszkańców Maszewa, Willi Falk, który opuścił miasto w 1905 roku, w swoich wspomnieniach pisał, że w jego dziecięcych latach (przełom XIX/XX wieku) park ten był przyjemnym zakątkiem dla rozrywki, z karuzelami, huśtawkami i straganami. W okresach letnich, nierzadko rozstawiana była w parku arena, na której prezentowali swoje umiejętności akrobaci na jednokołowym rowerze, na linie, robiący piramidy i salta, siłacze, klauni.

To tutaj, wzdłuż ulicy Kwiatowej, ale z wejściem i adresem przy ul. Goleniowskiej 4, został w 1930 roku oddany do użytku nowy budynek poczty, zbudowany przez miejscową firmę Otto Hoffmanna. Przedsiębiorca ten mieszkał przy ul. Goleniowskiej 21 - budynek dzisiaj nieistniejący, na tyłach którego pozostał dzisiaj duży plac, przy którym O. Hoffmann miał tartak, z charakterystycznym, kwadratowym kominem. Maszyny napędzane były na początku energią parową, pozyskiwaną z węgla, odbieranego z pobliskiej stacji kolejowej, po 1910 roku był to już tartak elektryczny. Urodzony w Karlinie (niem. Körlin) O. Hoffmann zmarł w 1968 roku w Lubinie (niem. Lübben).

Oto jej archiwalna fotografia z początku lat 1930-tych. W gmachu znajdowało się także mieszkanie kierownika poczty, Richarda Habelmanna. Zatrudniony był tam m.in. listonosz Hermann Staffelt, mieszkający przy ul. Nowogardzkiej 16 i Johanna Wendorff z ul. Leśnej 5, której krótkie wspomnienie z pracy (epizod z pierwszym wyłączeniem światła, jakie zdarzyło się w Maszewie w 1939 roku), wraz z załączonym poniżej zdjęciem poczty, zamieściła redakcja "Massower Anzeiger" w numerze 11 z 1993 roku.


Żywot poczty okazał się krótki, bowiem po wojnie, tak jak nieodległy budynek sądu, przetrwawszy wojnę, uległ szybkiej dewastacji i rozebraniu, a materiał ceglany został wysłany pociągiem do Warszawy na odbudowę stolicy. Budynek usytuowany był dokładnie w obrębie działki, na której dziś jest plac zabaw. Trzy widoczne na zdjęciu lipy pozostały do dziś. 

Dzięki uprzejmości pana Wernera Zuthera, byłego mieszkańca przedwojennego Maszewa,  zamieszczam poniżej pochodzące z lat 1930-tych zdjęcie wnętrza tej poczty, opublikowane w "Massower Anzeiger" w styczniu 1958 roku.


Można zastanawiać się dlaczego tak ważne budynki użyteczności publicznej poszły pod topór nowych porządków. Mogły tutaj odgrywać rolę przyczyny praktyczne, jak i polityczne. Praktyczne - bo najpierw wchodzące do Maszewa zwycięskie wojska w takich obiektach szukały pomieszczeń dobrze zabezpieczonych, w nadziei znalezienia tam przechowywanych pieniędzy i drogocenności, co prowokowało do wyburzania ścian. Kilka miesięcy później do opuszczonych budynków trafiały z głębi Polski grupy szabrowników, które dopełniały zniszczenia. Inny powód rozebrania tych budynków mógł mieć podłoże polityczne - jako obiekty nie tylko swoim przeznaczeniem, ale i charakterystyczną pruską architekturą, symbolizowały  znienawidzoną władzę hitlerowską.

Dzięki pięknym zbiorom archiwalnych zdjęć i dokumentów pierwszego pokolenia polskich Maszewian, jakie gromadzi Społeczne Muzeum Energetyki w Maszewie, mamy możliwość bliższego poznania historii powojennego odradzania się miasta. Z tych zbiorów pochodzi poniższa fotografia z około 1952 roku, przedstawiającą pana Karola Jana Cellnera, piekarza, wraz z małżonką Heleną, z domu Kosek. Zdjęcie zostało wykonane ze skwerku przed byłą pocztą, w kierunku byłego sklepu kolonialnego G. Wolffa (już z zamurowanym jednym z okien). W głębi widoczny jest budynek przy ul. Jedności Narodowej 47, wjazd na podwórze oraz kawałek pawilonu po sklepie H. Müllera, z wysoko zabitym deskami oknem wystawowym.
 

Cofnijmy się teraz w czasie i popatrzmy z tego miejsca na drugą stronę ulicy, w kierunku narożnego, okazałego, i o dziwo nie zdemolowanego w czasach błędów i wypaczeń, budynku dzisiejszej apteki imieniem św. Brata Alberta. Za demokracji ludowej podniesiono parapety trzech okien wystawowych, dostosowując je do funkcji apteki, co zasadniczo nie zmieniło ich charakteru. Dopiero za nowej, tej lepszej demokracji zmodernizowano kształt okien usuwając łukowate ich zwieńczenia. O samej aptece, przeniesionej do tego budynku pod koniec lat 1950-tych i prowadzonej przez 28 lat przez Tadeusza Ponieckiego, nie będziemy tutaj mówić, bo zasługuje na oddzielne potraktowanie.
 
Budynek ten został wybudowany przez firmę stolarską Hermanna Breitenfeldta, który na parterze miał ekspozycję mebli. Oto archiwalna fotografia tego oryginalnego budynku z około 1921 roku, zapewne ze stojącym właścicielem, przed progiem i szyldem nad nim "Möbel-Ausstellung". Nie wiadomo mi, czy sklep meblowy przetrwał w tym miejscu do końca wojny. W spisie z 1930 roku pod tym adresem nie widnieje nazwisko właściciela stolarni, ale nazwisko mistrza piekarskiego, Gustava Bahla. Być może piekarz tylko wynajmował mieszkanie, chociaż w budynku są co najmniej dwa mieszkania.

Efektowny narożnik budynku Nr 46 wychodzi na drugi, po historycznym rynku przed ratuszem, zaprojektowany w tym mieście plac, którego zabudowa powstała w połowie XIX wieku. Cofnięta, ciągła linia neo-klasycystycznej fasady  dwóch budynków stworzyła prostokątną przestrzeń, którą nazwano dość romantycznie (był wówczas taki okres) Placem Orzecha Włoskiego (Walnußplatz). 

Willi Falk pisał, że na placu tym rzeczywiście rosła aleja orzechowa, dzierżawiona od miasta przez stróża miejskiego Naua. Młodzi chłopcy usiłowali podebrać trochę orzechów, bo - jak wspominał, "zakazane owoce są najsłodsze". Pod sam koniec XIX wieku, po środku tego placu, po obu stronach jezdni, posadzono dwa rzędy lip szerokolistnych, które - pielęgnowane, przetrwały do dziś.

I oto zbliżamy się do kluczowego wątku dzisiejszego artykułu, jakim będzie krótka opowieść o historii poczty w Maszewie. Powyższe zdjęcie przedstawia jej najstarszy, znany nam budynek Cesarskiego Urzędu Pocztowego ("Kaiserliches Postamt") przy ulicy Goleniowskiej 45. Funkcjonował on pod tym adresem do 1930 roku. 

Oto powyżej najstarsza, jaką znamy, kolorowana ilustracja (litografia) tego obiektu, z 1898 roku (Wydawnictwo F. Wunder, Massow). Być może została odrysowana ze zdjęcia, na co wskazują pozujące postacie dawnych Maszewian w eleganckich strojach, w tak charakterystycznych dla tamtej epoki ujęciach fotografa. 

Na pierwszym planie dama w ekstrawaganckim kapeluszu, które to nakrycie głowy warto przybliżyć z innej pocztówki, z przełomu XIX/XX wieku. 

Do początku XIX wieku nosił nazwę "Königliches Preußischen Postamt" - Królewski Pruski Urząd Pocztowy, kiedy stosownie do zmian politycznych w Niemczech, przemianowano go na Cesarski Urząd Pocztowy.

Dawne określenie "królewski", w znaczeniu państwowy lub licencjonowany przez państwo, nosiły w tamtych czasach jeszcze inne instytucje w Maszewie, na przykład omówiony już "Königliches Amt" przy ul. Urzędowej, czy też "Königlich Privilegierte Apotheke" przy ul. Wojskowej 47. 

Z lewej strony widzimy szyld, jaki do początku XIX wieku widniał przy wejściu do każdego urzędu pocztowego w Niemczech o wyższej randze, takim jak w Maszewie, gdzie dokonywano zmiany koni w dyliżansach pocztowych ("Königlich-Preussischer Posthalterey").

Wróćmy jeszcze do powyższej ilustracji budynku poczty. W głębi, przed wejściem do urzędu, widnieje dyliżans pocztowy. Na szczycie wieży pocztowej utworzono platformę obserwacyjną oraz zainstalowano około 1875 roku maszt nadawczo-odbiorczy do łączności telegraficznej. 

Przyjmowanie i odbieranie depesz odbywało się za pośrednictwem wyszkolonego urzędnika, posługującym się alfabetem Morse'a, który rozkodowywał nadchodzące depesze, przepisując je na kartki papieru oraz w drugą stronę - otrzymane do wysłania wiadomości przenosił z kartki papieru, za pomocą klucza telegraficznego, na sygnał dźwiękowy, nadawany na pocztę adresata. Oto ilustracje stanowiska telegrafisty pocztowego - pierwsza z drugiej połowy XIX wieku (źródło: "Das Buch der Erfindungen, Gewerbe und Industrien", 1877), druga - z lat 1920-tych (źródło: "London Illustrated News", 1928). W widocznej na lewym obrazku skrzyni pod stołem znajdowały się mokre ogniwa (baterie), dostarczające energię elektryczną do przesyłania sygnału drogą radiową. Akumulatory z ogniwami ciekłymi są nadal dzisiaj powszechnie stosowane jako akumulatory samochodowe i do zasilania rezerwowego w budynkach.


Skoro wspomnieliśmy już o damskiej modzie sprzed wieku, warto tutaj zaprezentować pocztówkę z około 1910 roku, z widokiem na ul. Wojska Polskiego (Heerstrasse), w otoczeniu pięciu ówczesnych Maszewianek, noszących eleganckie kapelusze. Miasto reklamowane jest następującym wierszykiem: "Najpiękniejsze dziewczyny w całym kraju, jak wiadomo, są tylko w Maszewie" (Die schönsten Mädchen im ganzen Land, giebt's nur in MASSOW, wie bekannt). Ta pocztówka reklamująca Maszewo powstała w studio fotograficznym Franza Bredowskiego.


Przed uruchomieniem na poczcie w Maszewie komunikacji radiowo-telegraficznej telegramy dostarczane były do miasta drogą pocztową, jako ekspresowa korespondencja (per Express). W taki sposób została dostarczona do Urzędu Miasta (Magistrat) w Maszewie poniższa depesza (Telegraphische Depesche - strona czołowa zalakowanej z tyłu koperty), wysłana 14-08-1870 ze Stargardu, z nagłówkiem "Wiadomości wojenne" (Kriegs-Nachrichten) i z uwagą: "Korespondencja służbowa podlegająca opłacie, drogą ekspresową" (Portoplichtige Dienstsache, per Express).

W owym czasie trwała wojna francusko-pruska, zakończona 10 maja 1871 roku. Odręcznie wpisana pobrana opłata pocztowa: 3 ½ groszy. Zauważmy, że tak w języku polskim, jak i niemieckim przyjęła się nazwa "depesza", pochodząca od francuskiego słowa o tym właśnie znaczeniu - dépêche (źródło: Aktionshaus Christoph Gärtner GmbH & Co. KG, 7. Auktion 2008).


O poczcie maszewskiej pisałem już w innych, wspomnianych wyżej artykułach, a tutaj prezentuję dodatkowy materiał.  Maszewo już w 1648 roku znalazło się na pierwszej trasie pocztowej, jaką wyznaczył książę elektor Brandenburgii, Fryderyk Wilhelm, dla realizacji ekspansji handlowej i politycznej Niemiec w kierunku Prus Wschodnich. Trasa ta zaczynała się w mieście Kleve przy granicy z Holandią, biegła przez Berlin, Maszewo, Gdańsk i Królewiec, a kończyła się w Memel (dzisiaj Kłajpeda) w Prusach Wschodnich. Nie były to jednak z początku usługi regularne i częste, ale w kolejnych dziesięcioleciach zagęszczała się sieć stacji podrożnych (Poststation) - takich, jak w Maszewie, na których zbierano przesyłki pocztowe i dokonywano wymiany koni.  

O przechodzącej przez dwa historyczne urzędy pocztowe w Maszewie korespondencji odsyłam zainteresowanego czytelnika do artykułu "Maszewo w historycznej korespondencji i filatelistyce", na blogu MASSOVIA-POMERANIA.

Tutaj, na marginesie przedstawionych w przywołanym artykule różnych przesyłek  pocztowych, załączam najświeższy nabytek Społecznego Muzeum Energetyki, jaki przekazał lub przekazała do muzeum pewna lub pewien roztropny i wielkoduszny mieszkaniec Maszewa - dziękuję! Jest kartonowa okładka, w której mieściło się kiedyś 12 kartek pocztowych, wydanych przez organizację "Pro Veritate" z okazji świąt Bożego Narodzenia. Ze stylu graficznego tej okładki można przypuszczać, że pochodzi ona z lat 1920-tych.

W ozdobnej ramce zawarty jest następujący tekst: "Zabrzmijcie weselem, niebiosa! Raduj się, ziemio! Dwanaście świątecznych pocztówek z jodłami w kolorowej litografii, wraz z przypowieściami biblijnymi" (Jauchzet, ihr Himmel, freue dich, Erde! Zwölf Weihnachtspostkarten mit Tannenbäumen in lith. Farbendruck nebst Bibelsprüchen). "Jauchzet, ihr Himmel, freue dich, Erde!" to fragment z biblijnej Księgi Izajasza (49:13).

Wracamy do epoki dyliżansów pocztowych. Od głównej trasy pocztowej z Holandii (Amsterdamu), przez Berlin, Maszewo do Prus Wschodnich, wprowadzono odgałęzienia do dalszych, wielkich miast: Hamburga, Lipska, Wrocławia, Warszawy, a także Szczecina. Trzeba bowiem dodać, że główna trasa pocztowa  wiodła z Berlina nie poprzez Szczecin, ale przez Cedynię, Pyrzyce, Stargard do Maszewa i dalej przez Nowogard do Gdańska.

 
Saksonia wprowadziła pierwsze skrzynki pocztowe w 1824 roku. Oto, wydany w 1981 roku, okolicznościowy znaczek pocztowy, pokazujący scenę przed urzędem pocztowym z połowy XIX wieku (źródło: Wikipedia, autorka: Elisabeth von Janota Bzowski).

Można przypuszczać, że wydawca powyższego znaczka okolicznościowego inspirował się XIX-wieczną grafiką, prezentującą pracowników poczty (Post-Officianten) na różnorodnych stanowiskach.


Podobne sceny towarzyszyły zapewne podróżnym i innym klientom poczty w Maszewie, przy okazji cyklicznych, w określone dni tygodnia przyjazdów i odjazdów dyliżansów. Oto pozujący do zdjęcia z 1908 roku Maszewianie i będący przejazdem podróżni przed budynkiem poczty.
 
   
Poniższe zdjęcie z 1903 roku (Wydawnictwo: Gustav Heberle, Massow) przedstawia dyliżans pocztowy z zaprzęgiem w pełnej krasie, oczekujący przed urzędem pocztowym na wyruszenie w dalszą podróż. Lewe skrzydło tego budynku zajmuje, jak widać na szyldzie ściennym, firma "Bau- und Möbel Tischlerei von H. Breitenfeldt", czyli "Stolarstwo budowlane i meblowe H. Breitenfeldta", z reklamą nad wejściem "Trumny gotowe do położenia" ("Lager fertiger Särge").  Z prawej strony budynku poczty widoczny jest niski dom, na którego miejscu około 1920 roku wybudowano budynek z salonem meblowym, a dzisiaj apteką.


Gdy w 1930 roku oddano do użytku nowy gmach poczty po drugiej stronie placu, stary budynek poczty przy ul. Goleniowskiej 45 zamieszkały rodziny następujących, prominentnych w Maszewie osób: burmistrz Wilhelm Trapp, kupiec żydowski Werner Philipp oraz lekarz dentysta Bernhard Herrguth. Hermann Breitenfeldt był wówczas już na emeryturze i mieszkał przy ulicy Królewskiej (Königsstraße), czyli dzisiaj 1 Maja 1.

Poniższa fotografia (źródło: Społeczne Muzeum Energetyki w Maszewie) przedstawia budynek już byłej poczty, zapewne na początku lat 1930-tych, na którym widnieje szyld "Werner Philipp". Jak wskazują nowe okna wystawowe, pomieszczenia po poczcie zostały już przebudowane, ale na szczycie domu widoczne są jeszcze anteny telekomunikacyjne byłej poczty.


Po 1930 roku pomieszczenia na parterze byłej poczty przy Goleniowskiej 45 (na prawo od widocznej na powyższym zdjęciu bramy) zostały zaadaptowane na powierzchnie sklepowe. Okno wystawy sklepowej można dojrzeć w tle na pokrytej przyjemną patyną fotografii z lat 1950-tych, z młodymi Maszewiakami na pierwszym planie, na skwerku po przeciwnej stronie ulicy (ze zbiorów Społecznego Muzeum Energetyki w Maszewie). W głębi ta sama brama wjazdowa, co na powyższej fotografii.


Taki sam, jak dyliżans pocztowy z początku XX wieku przed maszewską pocztą,  został uwieczniony na poniższym, okolicznościowym znaczku, wydanym przez pocztę Niemieckiej Republiki Demokratycznej (niem. DDR), w 1976 roku.


Na kolejnym, poniższym zdjęciu z około 1900 roku widzimy przed maszewskim urzędem dwukonny dyliżans i personel pocztowy. Podobnie jak koleje, także poczta należała do przedsiębiorstw zatrudniających największą ilość pracowników państwowych. Urzędy pocztowe dzieliły się na trzy klasy ważności. Urzędem I klasy kierował dyrektor poczty (Postdirektor), urzędem II klasy - takim, jak w Maszewie, kierował poczmistrz (Postmeister), a urzędem III klasy administrator poczty (Postverwalter). Urząd zatrudniał pracowników na wielu stanowiskach: listonosza (Briefträger, Postbote), bagażowego (Postpackmeister), konduktora pocztowego (Postschaffner), pocztyliona - woźnicę dyliżansu pocztowego (Postillon), ekspedytora (Post-expediteur), kierownika służby telegraficznej (Telegraphenleistungsaufseher), urzędnika do telegramów (Telegraphenvorbereiter), telegrafistę (Telegraphist, Funker). 

W wojewódzkim dzienniku urzędowym z 1860 roku (Amtsblatt der Regierung in Stettin) ogłoszono, że pewien Walcker - ówczesny ekspedytor pocztowy w Maszewie, został także przedstawicielem w tym mieście firmy ubezpieczeń emerytalnych "Janus" z Hamburga. Ustawowe ubezpieczenie emerytalne wprowadzono w Niemczech w 1889 roku. Już wcześniej, w 1853 roku, w tym samym dzienniku ogłoszono, że kupiec Moses Behrendt reprezentuje w Maszewie i okolicy firmę ubezpieczeniową z Berlina dla ubezpieczeń od ryzyka pożaru. W 1855 roku ten sam dziennik podaje, że przedstawicielem na Maszewo  firm ubezpieczeniowych z Magdeburga, dla ubezpieczeń na życie, od ryzyk pomoru bydła i od gradobicia został Daniel Johann Cornelius, z zawodu mistrz ślusarski. W 1856 roku, według tego dziennika, przedstawicielem w Maszewie firmy ubezpieczeniowej z Lipska dla ubezpieczeń od ryzyk pożaru, zostaje szef protokolu, Tapper (w Niemczech była urzędowa maniera podawania nazwiska bez imienia). W tymże dzienniku z 1959 mistrz kominiarski Wannmacher został ogłoszony jako agent firmy ubezpieczeniowej z Lipska dla ubezpieczeń od ryzyk pożaru i gradobicia.

Według "Massower Anzeiger" Numer 4 z 1954 roku poniższa fotografia dokumentuje ostatnią w historii Maszewa podróż dyliżansu pocztowego z Maszewa do Stargardu. Z prawej strony, o lasce stoi tak zwany opiekun pocztowy (Posthalter) Winde. W systemie dawnej niemieckiej poczty konnej opiekun pocztowy był pracodawcą dla pocztylionów oraz właścicielem dyliżansu i koni przy danym urzędzie pocztowym, a więc człowiekiem majętnym. Jednym z maszewskich pocztylionów był Albert Friedrich August Kamrath, żonaty z Minna Auguste Bertha Klockow, mający pięcioro dzieci, urodzonych w latach 1900-1915.

W głębi zdjęcia, tuż z prawej strony drzewa, z siwą brodą, redakcja "MA" rozpoznała jeszcze maszewskiego kupca, Carla Müllera, przed jego podróżą tym dyliżansem do Stargardu.

 
Spójrzmy na Plac Orzecha Włoskiego z dalszej perspektywy, jak na poniższej fotografii z około 1910 roku. W pierzei z budynkiem poczty widać domy z numerami 45 (poczta) i 44. Niestety, nie znam pierwotnych właścicieli i lokatorów domu 44, ani prowadzonych w sklepach na parterze interesów. W 1930 roku, po przeniesieniu poczty do nowego budynku naprzeciwko starego,  dom ten zamieszkiwały następujące osoby (z rodzinami): stolarze Richard Panzer i Gustav Leske, robotnik rolny Fritz Weege i emeryt Wilhelm Lübke. 

Proszę zwrócić uwagę na rząd kamiennych słupków, prowadzących prostopadle od pobocza jezdni do rogu zajazdu Paula Tappera (na innej fotografii niżej, z kawalerzystami). Była to pozostałość po wyznaczonej na początku XIX wieku granicy miasta. Przywołany wyżej Willi Falk wspominał, że w dzieciństwie słupki te, o wysokości około 80 cm, służyły chłopcom do ćwiczeń gimnastycznych do skoków okrakiem, jak przez kozła.
 

W domu tym, gdzie dzisiaj na parterze mieści się apteka, za tymi, widocznymi na zdjęciu dużymi oknami wystawowymi, mieścił się w latach 1950-tych i 1960-tych tak zwany "sklep żelazny". Wejście było z poziomu ulicy, bez schodków, do obszernego, o wysokim suficie sklepu z wszelkimi towarami i narzędziami, potrzebnymi w każdym gospodarstwie, zwłaszcza rolnym. Przy wejściu stały na podłodze większe towary i narzędzia rolnicze (pamiętam uprząż końską wiszącą na ścianie, przy oknie ocynkowane kadzie do gotowania bielizny, żeliwne piecyki, tak zwane "kozy"), w głębi sklepu ustawione były regały na drobniejsze towary (na przykład lampy naftowe), a za nimi lada z kasą. 

Z początku lat 1950-tych pochodzi poniższe zdjęcie młodych Maszewianek, na tle tego "sklepu żelaznego" (ze zbiorów Społecznego Muzeum Energetyki w Maszewie).


W latach 1970-tych zdjęto z okien wystawowych tego sklepu kraty oraz, wraz z postępem technologicznym, wprowadzono na rynek wiele nowych towarów, jak motocykle i artykuły gospodarstwa domowego (zdjęcie poniżej ze zbiorów Społecznego Muzeum Energetyki w Maszewie).


Przenieśmy się w pobliże tego budynku, na fotografii z 1951 roku  (foto z kolekcji Społecznego Muzeum Energetyki w Maszewie, dzięki donacji pani Katarzyny Kuschke-Kotowskiej). Nad przystojną Maszewianką z dwojgiem dzieci - z pierwszego, powojennego pokolenia Polaków, widzimy w głębi wspomniany "sklep żelazny", a nad nim balkon.


Oto zakratowane, a nawet przysłonięte szarym papierem, okna wystawowe tego sklepu na zdjęciu z lat 1950-tych. Pierwsza od lewej to pani Maria Witek (foto: Społeczne Muzeum Energetyki w Maszewie).


Kolejne zdjęcie, z 1955 roku, w tle z wielkimi oknami sklepu żelaznego. Na pierwszym planie od lewej państwo Karol i Helena Cellnerowie i Józef Pogonowski z małżonką (źródło: Społeczne Muzeum Energetyki w Maszewie). W głębi widoczne, zabite jeszcze deskami, okno przyszłej apteki.
 

A teraz wspaniałe, dla mnie wręcz rewelacyjne zdjęcie tego fragmentu ul. Jedności Narodowej, z perspektywą ulicy Wojska Polskiego, jakie opublikował ostatnio na swojej stronie internetowej pan Piotr Teofilewski, organizator Społecznego Muzeum Energetyki w Maszewie. Poniższa fotografia archiwalna pochodzi z 1961 roku. Zwraca uwagę zachowana jeszcze na ulicy przedwojenna sieć energetyczna i oświetleniowa, z lampami kloszowymi rozwieszonymi wzdłuż osi ulicy.

W tamtych czasach, kiedy rower był głównym środkiem lokomocji na krótkie dystanse, dwie osoby na rowerze to był widok zwyczajny. Z jazdy na tak zwanej ramie, jako pasażerowie, dzięki uprzejmości właścicieli rowerów, korzystały osoby dorosłe - w celach praktycznych, gdy się im śpieszyło albo były zmęczone marszem, ale także dzieci - dla samej radości jazdy rowerem.


Widoczny jest z prawej strony ogrodzony skwerek - taras  letniego baru na świeżym powietrzu, czyli ogródka piwnego, pokazany również na trzeciej od końca w tym artykule ilustracji. Nie ma jeszcze barierek na skrzyżowaniu ulic. Przywołajmy wspomnienie atmosfery takiego przybytku z początku lat 1970-tych, podobnej w każdym zakątku Polski. To zdjęcie przedstawia letnią piwiarnię we Wrocławiu.


Wracając jeszcze do poprzedniego zdjęcia z Maszewa - w głębi ulicy, na pl. Wolności, na przystanku PKS (Państwowej Komunikacji Samochodowej), widoczna jest sylwetka autobusu. W tamtych czasach sieć komunikacyjna PKS obsługująca Maszewo była bardzo gęsta. Ta lokalna docierała do niemal wszystkich okolicznych wsi, ta dalekobieżna łączyła Maszewo m.in. z Kamieniem Pomorskim, Gryficami, Kołobrzegiem, Szczecinem, Stargardem, Pyrzycami i Gorzowem Wielkopolskim. 

Oto widok dworca PKS w Gorzowie z koło 1960 roku (foto: Kurt Mazur), z autobusami marki SAN H01A, produkowanymi w latach 1958-1961. Z drabinki z tyłu autobusu korzystał kierowca, który umieszczał większe bagaże pasażerów na dachu. Mimo dużej ilości kursów w ciągu dnia zdarzało się, że z powodu natłoku podróżnych nie udawalo się kupić biletu na określony kurs.


Niemal z tego samego ujęcia, jak na wyżej zamieszczonym zdjęciu Maszewa z 1961 roku, wykonana została poniższa fotografia, będąca w sprzedaży od 1962 roku jako widokówka. Z porównania tych zdjęć wynika, że pod koniec 1961 roku dawną sieć energetyczną i oświetlenie ulic zastąpiono polskim słupami żelbetonowymi i jarzeniówkami (świetlówkami). Lampy te, z trzema świetlówkami o łącznej mocy 120 W, produkowane były przez firmę MESKO Skarżysko-Kamienna. 

Na obydwu tych zdjęciach nic nie zapowiadało jeszcze "modernizacji" fasad budynków na tym reprezentacyjnym dla miasta odcinku ulicy, a zwłaszcza zrujnowania klasycystycznej fasady budynku pierwszej poczty i byłego sklepu G. Wolffa.


W tamtym okresie pojawiła się też antena telewizyjna na dachu budynku apteki, zapewne jedna z pierwszych w Maszewie. W połowie 1960 roku polska TV dotarła do Szczecina i okolic, w tym do Maszewa. 

Program był nadawany zwykle od godziny 18-tej do 23-ciej. "Kurier Szczeciński" z 18 marca 1961 roku zamieścił instrukcję, jak wykonać domowym sposobem antenę telewizyjną do odbioru nie tylko oficjalnego programu TVP, ale również TV NRD i TV RFN z Berlina Zachodniego (ilustracja z tego artykułu obok). 

Takie anteny, bardzo poszukiwane, zresztą jak i wówczas przystawki elektryczne do gitar aukustycznych i wzmacniacze dla pierwszych kapel rockowych w Maszewie, w połowie lat 1960-tych, wykonywał amatorsko mój brat.

A obok inne zbliżenie na narożny budynek apteki z około 1965 roku (autor/właściciel zdjęcia nieznany). Widoczna na szczycie dachu rozłożysta antena programu pierwszego telewizji polskiej, na której można było wtedy przy dobrych warunkach pogodowych "ściągać" w Maszewie także kanał ARD - pierwszy program telewizji RFN z Berlina Zachodniego, a czasami mocno zaśnieżony obraz telewizji duńskiej nadawany z Bornholmu. Drugi program TVP uruchomiono w 1970 roku.  

Mamy jeszcze jedno ujęcie początkowego fragmentu ulicy Jedności Narodowej, w interpretacji artystycznej Eddy Gutsche. Edda Gutsche jest Pomorzanką z pochodzenia, niemiecką autorką i dziennikarką, współpracującą m.in. z wydawnictwem Verlag Edition Pommern ze Stralsundu i z Wydawnictwem JASNE w Pruszczu Gdańskim.

Ta ilustracja, zatytułowana "Maszewo, pow. goleniowski – Baszta Francuska", pochodzi z publikacji "Województwo zachodniopomorskie ilustrowane", Wydawnictwo JASNE, Pruszcz Gdański – Koszalin – Szczecin, 2022, s. 10.

Kolejne, poniższe zdjęcie pochodzi z około 1968 roku, opublikowane jako widokówka (foto: M. Gadzalski, źródło: Fotopolska.eu). W drzwiach apteki widoczne okienko, do wydawania lekarstw w czasie dyżuru nocnego. Zdjęte zostały kraty z okien apteki, jakby spokorniała (tylko na krótko) władza chciała wykazać większe zaufanie wobec obywateli.

Złożone na poboczu żelbetonowe dźwigary już wkrótce miały posłużyć do nadbudowy drugiego piętra mieszkalnego na ciągu budynków na tym placu. Idea była słuszna - "dać" ludziom więcej mieszkań, ale po co przy tym było barbaryzować architekturę? 

Po tak zwanych wydarzeniach grudniowych w 1970 roku przyszło "nowe" do Polski. Nadeszły zmiany dobre i złe. Władze lokalne w Maszewie postanowiły "unowocześnić" wygląd miasta i zabrały się za jego socrealistyczną "modernizację". To w drugiej połowie lat 1960-tych i w pierwszej połowie lat 1970-tych zabudowa miejska Maszewa ucierpiała najbardziej od czasów wojny. Druga fala gwałtownej i bezsensownej dekapitalizacji majątku, zwłaszcza na terenie maszewskiej gminy (Darż, Radzanek, Stodólska, Jenikowo, Maszewko) nastąpiła na początku lat 1990-tych, kiedy nie tylko w Maszewie, na Pomorzu, ale i w całej Polsce, ręką "wielkiego architekta", wykonano wyroki śmierci na większości zabytkowych dworów i pałacyków, w których mieściły się wcześniej firmy i instytucje państwowe (PGR-y, szkoły, domy dziecka itd).

Zadziwia, w dobie deklarowanych, żeby nie powiedzieć - "reklamowanych" dzisiaj plag, ilość ludzi na ulicy. Chyba każdy starszy człowiek, czy w Maszewie, czy gdziekolwiek w Polsce przyzna, że ludzie w tamtych czasach byli w bliższym ze sobą kontakcie, lepiej się rozumieli i bardziej bezinteresownie sobie pomagali, a kto wie czy nie byli też mniej, niż ludzie dzisiaj podatni na kłamliwą propagandę.

 
Ten fragment ulicy przedstawiony jest na jednym z dzieł Leszka Bącalskiego (zdjęcie poniżej), nieżyjącego już nauczyciela - polonisty i wychowawcy w maszewskim gimnazjum, a przy tym artysty - amatora, w których stylu widoczne są elementy kubizmu i ekspresjonizmu, a w technice elementy kolażu. Do mnie przemawia jego twórczość artystyczna, nie tylko dlatego, że tematem tych prac są realne zakątki naszego miasta, ale także z uwagi na wyrazistą i bezpretensjonalną formę przekazu. Dzieło to - poprzez uwypuklenie narożnego wykuszu budynku aktualnej apteki zwraca nam uwagę, że forma tego narożnika nawiązuje architektonicznie do pobliskiej baszty obronnej. 

Oryginał obrazu znajduje się na ekspozycji w Społecznym Muzeum Energetyki w Maszewie, tak jak i kilka innych dzieł artysty, które muzeum uratowało przed zniszczeniem. Wielkie dzięki. Inny jego obraz posłużył mi jako logo serii dziewięciu blogów, redagowanych przez "Massovia" (łacińska nazwa Maszewa).


I jeszcze zbliżenie na szczegóły architektoniczne fasady apteki św. Brata Alberta na ładnej grafice, eksponowanej w tej aptece, której autorem jest maszewianin, Ryszard Ferenc.


Odszukałem jeszcze jedno zdjęcie, wykonane przeze mnie we wrześniu 1974 roku (rosyjskim aparatem FED3), z widokiem na ten sam fragment ulicy. Nad wejściem do sklepu "Figa" jeszcze oryginalny balkon. Po przeciwnej stronie sklep z nowoczesnym wówczas szyldem, w którym każda litera słowa ODZIEŻ była podświetlona - pewna namiastka reklamy neonowej. W głębi pierwsze jaskółki polskiej motoryzacji - samochody "Syrena" i "Warszawa". Wzdłuż ulicy szpaler betonowych słupów energetycznych i pajęczyny przewodów. Miasto oświetlały lampy rtęciowe AK-11 firmy MESKO Kraków o mocy 125 W, które zastąpiły wcześniejsze lampy jarzeniowe.
Poniższa fotografia, wykonana w trakcie ceremonii pogrzebowej, została wykonana w pod koniec września 1979 roku (w zbiorach Społecznego Muzeum Energetyki w Maszewie). Po sklepie "Figa" i balkonie ani śladu. Widoczne są natomiast sukcesy polskiej, a raczej włoskiej motoryzacji - Fiat 126p i Fiat 125p.


Od strony ulicy Spacerowej, czyli dawnej Darżskiej, na miejscu budynku dzisiejszego Banku Spółdzielczego, pod koniec XIX wieku plac zamykał parterowy dom mieszkalny, z dwuspadowym dachem, ze ścianą szczytową od byłej ul. Goleniowskiej. Widoczny jest on jeszcze na fotografii po lewej stronie, wykonanej około 1870 roku z ulicy Wojskowej, w kierunku Baszty Francuskiej. Z planu miasta z około 1895 roku wynika, że dom ten miał wejście od ul. Darżskiej, a ścianą szczytową przylegał do ul. Goleniowskiej.

Także po lewej, zachodniej stronie ulicy, tuż za Bramą Nowogardzką (basztą), powstała całkiem nowa pierzeja na ul. Goleniowskiej, z domami o numerach od 1 do 3 - do Placu Orzecha Włoskiego, czyli do skrzyżowania z Promenadą Okrężną (dzisiaj ul. H. Sawickiej). Dziś nie ma również domu ryglowego z dachem dwuspadowym - niemal naprzeciwko baszty, zamykający ciąg ulicy Wojska Polskiego po lewej stronie, z numerem 56. W latach 1930-tych został zastąpiony ceglanym budynkiem o modernistycznej formie.

Druga fotografia, wykonana około 1930 roku, wskazuje że w ciągu tamtego półwiecza miasto rozbudowało się za Bramą Nowogardzką, w kierunku ulicy Goleniowskiej. Powstały wówczas za ulicą Darżską zajazd i gospoda, zwana wówczas Amt-Krug, za nią kilka lat później - budynek seminarium nauczycielskiego, a już w XX wieku - górujący nad nimi gmach szkoły powszechnej. Na poniższej ilustracji zestawione są dwa ujęcia zabudowań miasta poza murami obronnymi w okresie 1870-1930.

 
Na końcu zadrzewionego skweru, w głębi ulicy Darżskiej, ale jeszcze przy ul. Goleniowskiej 4, na początku XX wieku plac zamykał zajazd Paula Tappera (Paul Tapper's Gasthof). Nie wiemy, czy inny Tapper, o nieznanym imieniu, który w 1856 roku był protokolantem w maszewskim sądzie, należał do tej samej rodziny, ale dla porządku podaję, że ten ostatni otrzymał w 1856 oficjalną, urzędową licencję do reprezentowania w mieście i w gminie trzech firm ubezpieczeniowych: Leipziger-Feuer-Versicherungs-Anstalt" z Lipska (od pożaru), "Hagelschäden-Vergütung" z Lipska (od gradobicia) i "Lebens- und Pensions-Versicherungs-Gesellschaft "Janus" z Hamburga (ubezpieczenie na życie i emerytalne). Poniższe zdjęcie pochodzi z około 1915 roku.

 
Z prawej strony budynku oraz w głębi ul. Darżskiej, stoją charakterystyczne dla pierwszego etapu elektryfikacji, drewniane słupy energetyczne, ze szklanymi (później też porcelanowymi) izolatorami dzwonkowymi (niem. Glockenisolatoren) na hakach. 

Z racji istnienia w Maszewie, wyjątkowego w tej części Polski, Społecznego Muzeum Energetyki, wypada na tym blogu zwracać większą uwagę na historyczne elementy infrastruktury energetycznej w tym mieście i na jej szczegóły techniczne. Oto więc przekrój wzdłużny dawnego podwójnego izolatora dzwonkowego (źródło: Wikipedia.de). Przewód energetyczny zawieszany był w pętli wokół zewnętrznego rowku izolatora.

Zajrzyjmy do środka gospody i hotelu Paula Tappera. Oto bar, z nalewakami piwa z beczki na pierwszym planie. Pod ścianą imponującej wielkości piec kaflowy.
 

A oto obszerna jadalnia, w głębi z dodatkowym, prywatnym pokojem recepcyjnym. Zwraca uwagę piękny patefon przy oknie. Nazwa instrumentu pochodzi od jego wynalazców, francuskich braci Pathé, którzy produkowali go w latach 1905-1920.
 

Oto ogłoszenie reklamowe tego urządzenia, zwanego wtedy "aparatem mówiącym Pathé" oraz płyt winylowych "w wielkim repertuarze", o różnej średnicy, opublikowane w "Illustrirte Zeitung" z dnia 23.11.1911 roku. Czytelników gazety zachęca się do kupna słowami: "Najpiękniejszy podarunek na święta Bożego Narodzenia!"


Gośćmi zajazdu bywali też przejezdni kawalerzyści, jak na poniższym zdjęciu. Z lewej strony widzimy ułana, a z prawej huzara. Pierwszy to Willi Lübke, drugi to Paul Lübke. Zdjęcie pochodzi z około 1915 roku. Willi Lübke był później pielęgniarzem w szpitalu przy ulicy Urzędowej. Na marginesie, Maszewo miało bogate tradycje, jeżeli chodzi o wojska kawaleryjskie. W okresie 1742-1810 (z pewnymi przerwami) stacjonowały tutaj szwadrony dwóch pułków konnych (Dragoner-Regiment Nr. 5 i 12), ale to temat na inną okazję.

Przyglądając się poniższej fotografii, za okalającymi park kamieniami, można dopatrzeć się w jego głębii niewielkiej rzeźby, albo raczej fontanny z rzeźbą. Niestety żyjący dzisiaj najstarsi mieszkańcy dawnego Maszewa nie pamiętają jej z czasów wczesnego dzieciństwa, chociaż niektórzy przyznają, że wygląda ten obiekt jak fontanna. Być może fontanny w ogóle nie było, albo została usunięta w późniejszych latach (po 1915 roku). Była natomiast z całą pewnością inna fontanna w Maszewie, usytuowana na skwerze, znajdującym się na przeciwko restauracji "Piastowska". Postawiona około 1967 roku, dość topornie wykonana (na miarę czasów), czynna była przez kilka sezonów letnich, a przez kolejnych parę lat, aż do rozbiórki, gromadziła tylko śmieci.


Dla oddania atmosfery tamtych czasów, kiedy nie tylko za mundurem podążały panny sznurem, ale zwłaszcza żołnierze na koniach, we wszystkich krajach i we wszystkich epokach (zapewne od czasów rycerzy średniowiecznych) cieszyli się wielką estymą wśród młodych panien, oto pamiątkowa fotografia z wesela huzara, jakie miało miejsce na Pomorzu we wsi Zipkow (dzisiaj Szczypkowice koło Słupska) w 1909 roku (źródło: Sue Braunschweig, Pinterest).


Pod koniec lat międzywojennych kierowanie interesem objął Erich Tapper, zapewne syna Paula, a zajazd zmienił nazwę na tawernę "Pod czarnym orłem" (Wirtshaus Zum schwarzen Adler). Po obu stronach tego napisu umieszczono sześcioramienne gwiazdy, zapewne koloru niebieskiego, prawdopodobnie symbolizujące żydowską, a także masońską Gwiazdę Dawida.

Podróżująca klientela coraz częściej była zmotoryzowana. Przed zajazdem stoi, jak widać po składanym dachu, model kabrioleta, jednakże marka nie jest mi znana. Na placu uliczna stacja benzynowa, czyli po prostu dystrybutory paliwa, bo tak wyglądały początki dzisiejszych, rozbudowanych stacji benzynowych - zdjęcie z początku lat 1930-tych. W głębi, z prawej strony, widoczny jest wóz drabiniasty bez zaprzęgu - popularny w Maszewie do końca lat 1960-tych pojazd, służący do przewozu siana i snopków zboża. 
 

Powyższa, jedna z sześciu przed wojną stacji benzynowych w Maszewie - jak wynika z tego zdjęcia, należała do firmy Esso-Tapper, czyli do właściciela tej gospody, sprzedającego produkty połączonych koncernów Standard Oil i Esso, które wykupiły niemiecką firmę produkcji paliw DAPG (benzyna pod nazwą Dapolin), założoną w 1890 roku, między innymi przez amerykańskiego miliardera, Davida Rockefellera.  Pierwszą uliczną stację benzynową w Niemczech (z podziemnym zbiornikiem paliwa) firma ta uruchomiła w 1923 roku w Hamburgu.
 
Ze wspomnień niektórych byłych mieszkańców Maszewa wynikałoby, że Erich Tapper prowadził stację paliwową we współpracy z firmą Aral - co być może miało miejsce na początku lat 1940-tych, ale nie dysponujemy żadną informacją to weryfikującą. Oto ówczesne znaki towarowe firm, jakie widoczne są na tych maszewskich pompach.

 
I jeszcze jedna ilustracja reklamowa firmy Standard z 1931 roku. Nawet model auta wydaje się ten sam, który stoi przed zajazdem E. Tappera (źródło: Historie von ExxonMobil in Deutschland, ExxonMobil.de).


W Polsce, była sala restauracyjna tego zajazdu, zanim otwarto kino "Piast", służyła w latach 1950-tych jako tymczasowa sala kinowa. Interesujące jest, że ta pierwsza w Maszewie sala kinowa, jak wspomniałem a artykule o ulicy Kościuszki, przed wojną była restauracją w tawernie "Pod Czarnym Orłem" (Wirtshaus "Zum schwarzen Adler"), aby w pierwszych latach po wojnie kontynuować gastronomię jako "Restauracja pod Białym Łabędziem".

Oto archiwalna fotografia rodzinna przed wejściem do tej restauracji, z 1955 roku (źródło: Piotr Teofilewski, Społeczne Muzeum Energetyki). Na zdjęciu rodziny państwa Korzeniów, Wolskich i Pakulskich.


Część mieszkalna byłego zajazdu należała do rodziny państwa Kochanów. Oto z tego okresu archiwalna fotografia dwóch Maszewianek, stojących przed tym domem, a dawnym zajazdem (źródło: Społeczne Muzeum Energetyki w Maszewie). 


Oto zdjęcie panów Kochanów (seniora i juniora), wykonane na początku lat 1970-tych, na skwerze przed ich domem (źródło: Społeczne Muzeum Energetyki w Maszewie). Do nich należała pierwsza w Maszewie taksówka, której postój był na placu przed ich domem, w miejscu dawnej stacji benzynowej.


Do końca lat 1960-tych skwer odgrodzony był od ulicy parkanem. Za nim widoczna jedna z trzech gablot ogłoszeniowych na tym skwerze. Jedna z nich należała do kina "Piast", gdzie rozwieszane były plakaty filmowe oraz fotosy na najbliższe seanse. W głębi apteka kierowana przez T. Ponieckiego z małżonką.

Na przełomie lat 1960/1970 usunięto parkan oddzielający skwer od chodnika, zastępując go stylizowanym "na staro" kamiennym cokołem, na trawniku utworzono różane kwietniki. W załamaniach kamiennego murku ustawiono stylowe, zapewne jeszcze z okresu przedwojennego, ławki. Oto na jednej z nich koledzy z maszewskiej ławy szkolnej, którzy mieli już wkrótce opuścić rodzinne Maszewo. Zdjęcie z września 1970 roku (archiwum własne).
Z przedwojennego entourage na tym placu, po stronie skweru, pozostał słup ogłoszeniowy, charakterystyczny obiekt w większych miastach. W tamtych czasach spełniał rolę serwera komputerowego, na którym jak na portalu społecznościowym - zawieszano wszelkiego rodzaju wiadomości. 
 
Jeszcze w latach 1960-tych był dokładnie oblepiany informacjami urzędowymi, plakatami filmowymi, zaproszeniami na zabawy taneczne tu i tam, na odczyty i pogadanki w Domu Kultury, ogłoszeniami Koła Gospodyń Wiejskich i Ligi Kobiet, planowanymi meczami LZS (Ludowe Zespoły Sportowe) Masovia, zapowiedziami o przyjeździe cyrku lub wesołego miasteczka itp. 
 
Mam wrażenie, chociaż staram się mieć dystans do idealizowania młodości, co jest oznaką starości, że w tamtych latach - z punktu widzenia mieszkańca, działo się o wiele więcej niż dzisiaj.  A dzisiaj wszystko się dzieje, nawet więcej niż kiedyś, ale w telewizji i w internecie. Tak, jak i z tym artykułem. Paradoks - wirtualne staje się bardziej ciekawe niż rzeczywiste, a nawet ... o zgrozo, niektórzy uważają że bardziej prawdziwe! Internet jest szansą - dla tych, co wiedzą czego chcą, i zagrożeniem - dla tych, bałamuconych przez media.  Oto ilustracja słupa ogłoszeniowego u schyłku XIX wieku, jaki podobnie mógł wyglądać w Maszewie (źródło: niezidentyfikowane czasopismo z 1894 roku).
 
Ruszajmy dalej w (wirtualną) podróż w czasie. Proponuję krótką przejażdżkę dyliżansem, powiedzmy po XVIII-wiecznej państwowej drodze pocztowej, którą zazwyczaj była nieutwardzona, naturalna droga polna, ale wytyczona po trasie, którą najłatwiej i najszybciej można było przebyć pojazdem konnym. Nawierzchnie dróg utwardzano w większych miastach oraz na niektórych, grząskich odcinkach dróg głównych. Głównymi drogami były te, wyznaczone jako drogi pocztowe (Poststraßen) i jako drogi wojskowe (Heerstraßen). Trzeba wiedzieć, że dopiero dopiero w 1782 roku powstała, pierwsza w Niemczech, międzymiastowa droga z utwardzoną nawierzchnią, łącząca Berlin z Poczdamem. O trudach jazdy nawet drogami o najwyższej randze pisze w swoich pamiętnikach, wspomniany wyżej Daniel Chodowiecki („Daniela Chodowieckiego dziennik z podróży do Gdańska z 1773 roku”, Gdańsk 2002).
 
Podróż może być nawet przyjemna, jeżeli nie za długa i zbyt nużąca, przy pięknej pogodzie i w dobrym towarzystwie (kolejne niżej pocztówki pochodzą z portalu eBay.de).
 

Gdy jednak trasa jest długa, a pasażerów więcej, niż miejsc w dyliżansie, podróż staje się bardziej aktywna, bo pasażerowie zmieniają się w powozie, w zależności od kondycji, a może i finansów. Ale nie tylko nikt nie utyskuje, ale może innym serdecznie życzyć takiego rozpoczęcia Nowego Roku.


Gorzej jest, gdy przychodzi zima, a droga zaciera się w zamieci śnieżnej. Nadal nie można przy tym tracić optymizmu, że Nowy Rok się dobrze zaczyna.


Przychodzą czasami naprawdę trudne momenty, w których po żadną taksówkę nie można zadzwonić, a rzezimieszków wzdłuż głównych dróg nie brakuje.  Pamiętajmy więc, że stare życzenie "szczęśliwej podróży" nie oznacza wygodnej, ale przede wszystkim bezpiecznej podróży. 


Dlatego tak ważna jest przed podróżą kontrola techniczna pojazdu, w tym jego napędu, aby silnik po drodze nie został zarżnięty i nie wyzionął ducha. Oto całkiem współczesny, bo XX-wieczny ale już miniony, punkt kontroli pojazdów pocztowych w Berlinie (po mojej edycji) - dla naprawienia podkowy konieczny jest serwis kowala (źródło: portal pickklick.de, oferta sprzedaży negatywu przez mister.kite). 
 
Chcę zwrócić uwagę na układ nawierzchni chodnika, który do końca lat 1960-tych był powszechny również na ulicach Maszewa. Główny jego pas ułożono rombowo małymi płytami, a boczne pasy szarą kostką granitową. Fragmenty takiego chodnika zachowały się jeszcze gdzieniegdzie w Maszewie.


Po podróży wracamy do domu, do Maszewa, bo wszyscy wiemy, że wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Wyobraźmy sobie powrót do Maszewa z dalekiej podróży, u schyłku XIX wieku, w jej ostatnim etapie dyliżansem pocztowym ze Stargardu, w czasie wiosennych roztopów (foto: Wikpedia). Pół wieku później Stargard nadal był dla Maszewian ostatnim etapem, przesiadką na autobus do Maszewa, po dalekich podróżach pociągiem po Polsce.


A już od dłuższego czasu w Maszewie, popatrzmy na Plac Orzecha Włoskiego z 1909 roku. Jest to zbliżenie ze starej fotografii, które mimo straty na jakości obrazu jest chyba warte publikacji. 

Dostrzec można wiele szczegółów, które przy oddaleniu na oryginalnej fotografii zacierają się i umykają uwadze: dwa wozy, jeden z zaprzęgiem, drugi bez, dama z dzieckiem, wysokie i niskie lampy uliczne, markizy w oknach sklepowych, wieża i dach kościoła, zabrudzona nawierzchnia drogi. Zauważmy, że zadaszony wóz z zaprzęgiem przypomina wyglądem taki wóz z ryciny wspomnianego wyżej Daniela Chodowieckiego, z jego przejazdu przez Maszewo w 1773 roku.

Po lewej stronie w głębi ulicy zwraca uwagę narożny dom o konstrukcji ryglowej, na miejscu którego około 1920 roku postawiono oryginalny budynek, w którym dzisiaj mieści się apteka św. Brata Alberta.
 

I jeszcze jedno ujęcie na ten sam fragment ulicy, z około 1915 roku, również słabej jakości, ale interesujące z uwagi na postawioną rotundę, która zapewne służyła jako letni bar.


U progu XX wieku maszewskie jezdnie, chociaż utwardzone brukiem, nie miały wyraźnych krawężników, oddzielających od chodnika, ale zagłębienie po obu stronach jezdni dla spływu wody deszczowej i nieczystości. Widać to wyraźniej na poniższym zdjęciu z 1905 roku. 


Zwróćmy jeszcze na powyższym zdjęciu uwagę na stojącego z lewej strony chłopca, trzymającego kółko. Była to oryginalna w tamtych czasach, specjalnie wykonana dla dzieci zabawka - koło z wyżłobionym na zewnętrznej krawędzi rowkiem, które popychane kijkiem obracało się w trakcie biegu. W powojennym Maszewie chłopcy korzystali z namiastki tej zabawki, jakim była  obręcz rowerowa bez piasty i szprych. Toczona po chodniku, jeszcze w latach dzieciństwa pierwszego pokolenia, urodzonych w Maszewie Polaków, była jedną z ulubionych form zabawy. 

Możemy przyjrzeć się bliżej oryginalnej, tego rodzaju zabawce, na poniższej fotografii, wykonanej pod koniec XIX wieku w studio fotograficznym Carla Brascha w Berlinie (źródło: Ansichtskartenversand). Carl Brasch urodził się w 1825 roku w Maszewie, o czym szerzej traktuję w artykule poświęconym ulicy Kościuszki w Maszewie. Dodajmy, że także i mundurek marynarski, jak u chłopca na fotografii, ale o innym kroju, był również spotykany u dzieci z lepiej sytuowanych rodzin w powojennym Maszewie. 


Wkrótce miało się to zmienić, gdy ruszyła w Maszewie fabryka betonu u Otto Hoffmanna, na ulicy Stargardzkiej, gdzie rozpoczęto produkcję płyt chodnikowych. W kolejnych latach położono w mieście nowe chodniki z krawężnikami i wymieniono nawierzchnię na głównym ciągu ulic Wojskowej (Wojska Polskiego) i Goleniowskiej (Jedności Narodowej). "Kocie łby" wymieniono na regularną, ułożoną rzędami kostkę brukową.  Miasto wyładniało, zwłaszcza przed przygotowywanymi obchodami 700-lecia w 1932 roku. Oto parę ujęć  z tamtych uroczystości (źródło: "Massower Anzeiger"). Na sklepie, który miał wkrótce przejąć wspomniany wyżej Hans Müller, widnieje jeszcze napis z nazwiskiem Hedwig Braun. Nie wiemy jednak nic o niej.


Powyższe zdjęcie zostało wykonane na odcinku ul. Goleniowskiej między Basztą Francuską a sklepem ze sprzętem gospodarstwa domowego Hansa Müllera, prawdopodobnie z balkonu Gustava Wolffa. Maszerują członkowie Wolnego Towarzystwa Gimnastycznego (Freie Turnerschaft), założonego w 1927 roku. W głębi widoczny jest ostatni dom przy tej ulicy pod numerem 47. To zdjęcie i trzy poniższe, przedstawiają uroczysty przemarsz młodzieży sportowej w niedzielę 15 maja 1932 roku, w Zielone Świątki. Pojazd, jak przystało na to święto, umajony świeżymi gałązkami brzozowymi.


Zielone Świątki, czyli w chrześcijaństwie Dzień Zesłania Ducha Świętego, są do dzisiaj w Niemczech obchodzonym świętem o silnych tradycjach, tak jak i kiedyś w Polsce, jak pamiętam - do lat 1960-tych. W Niemczech, Francji i w paru innych krajach jest to oficjalne dwudniowe święto (niedziela-poniedziałek). W Maszewie 1932 roku, połączone z obchodami 700-lecia miasta, łącznie z poprzedzającą sobotą, trwało trzy dni. Na powyższej fotografii maszeruje szkolna młodzież sportowa, a poniżej członkowie "Męskiego Klubu Sportowego Massow" (Männer-Turnverein Massow), który powstał w 1861 roku.


A oto idą dzieci z maszewskiego sierocińca ("Waisenhaus der Stadt Berlin - Massow"). Poniższa i dwie powyższe fotografie zostały zrobione z tego samego ujęcia, to znaczy od strony trybuny honorowej, która ustawiona była po przeciwnej stronie ulicy.


My w Polsce także obchodziliśmy 700-lecie Maszewa, ale dopiero w 1978 roku. Władze uznały, że miasto powstało w 1278 roku, kiedy otrzymało papiery założycielskie na prawie magdeburskim, podczas gdy dla Niemców rocznica związana była z najstarszym dokumentem wzmiankującym o Maszewie, ze stycznia 1233 roku, potwierdzającym istnienie tutaj parafii, co najmniej od 1232 roku. Według tych pierwszych, dalekich od rzeczywistości kryteriów, jakie w Polsce zazwyczaj się przyjmuje, Kraków miałby powstać dopiero w 1257 roku, kiedy nadano mu magdeburskie prawa miejskie. Jest to oczywisty nonsens, bo biskupstwo w tym mieście powołano już w 1000 roku. 
 
Oto okolicznościowa plansza z obchodów rocznicy uzyskania przez Maszewo magdeburskich praw miejskich w 1978 roku, na tle byłego magazynu zbożowego, o którym zaraz więcej powiemy. Nie jest to jednak, jak już wcześniej wspominałem, rocznica powstania miasta, za którą przyjmuje się rok 1232, kiedy to istniała już tutaj siedziba parafii, a wkrótce również rada miejska.


Ktoś mi nieznany - burmistrz Maszewa?, uczcił 730-lecie nadania praw miejskich miastu wydaniem okolicznościowego medalu, którego egzemplarz był oferowany na portalu Allegro w 2018 roku.


Pozostaje nam jeszcze jeden budynek mieszkalny, który co prawda nie przylega bezpośrednio do Placu Orzecha Włoskiego, ale formalnie, w obrębie pierzei pomiędzy dzisiejszymi ulicami Kwiatową i Spacerową, nosił adres: Goleniowska 43. Jest to budynek położony na tyłach domu Nr 44, w którym zamieszkiwały następujące osoby: gospodyni domowa Ulricke Krüger, emerytka Ida Döhring oraz emeryt Julius Falk. I o nim teraz będzie mowa.

Otóż Julius Falk był właścicielem, wybudowanego w latach 1920-tych, wielkiego spichlerza, który stoi ścianą szczytową przy ulicy Nowogardzkiej, ale z ówczesnym adresem przy ul. Goleniowskiej 43. Oto ten magazyn na zdjęciu archiwalnym z 1973 roku (źródło: Siegfried Projahn - "Stadt und Land Massow in Pommern", 1987). Stary kiosk "Ruchu", gdzie co miesiąc kupowałem magazyn "Morze" i stara, jeszcze jednopasmowa jezdnia przy skrzyżowaniu ul. Nowogardzkiej z ul. Jedności Narodowej.
 

Nie mamy wiadomości, czy J. Falk sam handlował zbożem, ale wiadomo że magazyn wynajmowali od niego żydowscy kupcy zbożowi - Max Silbersohn i Martin Aron. Skupowali zboże od lokalnych rolników i sprzedawali w ilościach masowych do większych metropolii miejskich. Przeładunek, składowanie i handel z tego magazynu odbywał się zasadniczo w tradycyjnej formie - w konopnych workach, co wymagało przy obsłudze dużej ilości osób i energii. 
 
Wkrótce dotarła do Maszewa nowa, tańsza i bardziej konkurencyjna technologia handlu i transportu zboża luzem, kiedy w pobliżu stacji kolejowej postawiono do tego celu duży elewator zbożowy. Kto tym razem zainwestował w to przedsięwzięcie - nie wiemy, ale powoli magazyn J. Falka zaczął tracić na znaczeniu. Jeszcze po wojnie magazyn ten był w małej części wykorzystywany przez Gminną Spółdzielnię "Samopomoc Chłopska", popularny GS. A dzisiaj obiekt - widmo, czeka na reanimację albo eutanazję, jak wiele innych, nawet zabytkowych domów (foto: Ryszard Pętecki, rysior123.flog.pl).

 
Może historyjka, którą teraz przytoczę, nie jest "ważna", ale ciekawa o tamtej epoce, bo wiele mówi o autorce historyjki i o jej bohaterze, Juliuszu Falku. Została opowiedziana przez Hedwig Tilch, z domu Griebenow (źródło: "Massower Anzeiger", Nr 12, 1957), z której rodziną miałem okazję przed laty krótko korespondować. Oto jej zdjęcie z bratem z 1957 roku.


Wspomnienie jest dłuższe, ale przytoczę tylko krótki epizod, związany z J. Falkiem: "Chcę wam opowiedzieć o Adwencie i Bożym Narodzeniu w Maszewie. Musimy cofnąć się do okresu sprzed I wojny światowej. W moim rodzinnym miasteczku było pięknie o każdej porze roku, ale okres przedświąteczny był dla nas, dzieci, najpiękniejszy. Wtedy świąt Bożego Narodzenia bez śniegu nie było. W każdym razie tego nie pamiętam ...  
 
Witryny sklepowe były pięknie przystrajane. Najpiękniejsza była zawsze na rynku u Brodowskiego. ... Ale wolałam chodzić do Juliusza Falka, który mieszkał wtedy na rynku, obok gospody Blanka. Każdego roku, w czasie Adwentu, budował on we wnętrzu swojej bramy coś wspaniałego dla nas, dzieci. Cała brama lśniła światłami. Pomiędzy jodłową zielenią można było podziwiać także Królewnę Śnieżkę i siedem krasnoludków. ... W tamtych czasach zwyczajem dla nas, dzieci było przynosić materiał na nową sukienkę dla naszych lalek, bez płacenia za niego, od Arona, Silbersohna i Prötziga. W tym celu w każdym z tych sklepów czekały na nas resztki materiału". Oto mała pamiątka po Juliuszu Falku, plakietka z drzwi jego mieszkania lub gabinetu, ze zbiorów Społecznego Muzeum Energetyki w Maszewie. 

Przemierzyliśmy zaplanowany odcinek ulicy Jedności Narodowej, a teraz spójrzmy na niego ponownie, na były plac Orzecha Włoskiego, od strony ulicy Nowogardzkiej. Zdjęcie wykonane zostało w 1964 roku (ze zbiorów własnych). Na szczytowej ścianie domu wielka reklama zachęca: "Dom Towarowy GS - za gotówkę i na raty korzystnie". 


I jeszcze jeden konny "omnibus", przed epoką samochodową, kursujący na lokalnej trasie Maszewo - Stargard, należący do firmy "Post u. Personen Transport Sitschlag" (Siedschlag), Brunnenstraße 30, Massow in Pommern, przed hotelem "Monopol" na rynku w Maszewie. Rysunek z 1906 roku, sygnowany literami "Ka". Jego oprawiony w ramy oryginał znajduje się w maszewskiej Izbie Pamięci. Warto zauważyć, że koła pojazdu zostały wyposażone już w opony gumowe i chyba też pneumatyczne, co w owych czasach było nowym wynalazkiem, bowiem w 1889 roku wprowadzono je po raz pierwszy na świecie do produkcji seryjnej. 
 
 
Na zakończenie jeszcze bonus dla Czytelników - entuzjastów historii Maszewa: akwarela namalowana przez pana Zygfryda Barza, zatytułowana jego ręką: "Maszewo, dawny Plac Orzecha Włoskiego, około 1900 r.". Pan Z. Barz urodził się przed wojną w Sianowie koło Koszalina, mieszkał przez ostatnie dwadzieścia lat na Pomorzu, nauczył się polskiego, a obecnie mieszka w Niemczech. Był w Maszewie w 2017 roku. Jego obrazy przedstawiają prawie wyłącznie zakątki Pomorza; ich małą próbkę można obejrzeć na stronach "Pommerscher Künstlerbund" i "Pommern - Siegfried Barz".


Nasza podróż historyczna dobiega końca. Nie ma tutaj za wiele o historii najnowszej, z okresu pierwszych lat polskiej państwowości, ale pamięć o tych czasach i ludziach oraz dokumenty są wśród samych Maszewiaków. Oby nie zaginęła. Zachęcam Szanownych Czytelników do uzupełniania tych wpisów o znane Wam, nowe szczegóły, fotografie, dokumenty. Dla ułatwienia polecam kontakt z panem Piotrem Teofilewskim ze Społecznego Muzeum Energetyki w Maszewie, a on będzie wiedział, jak najlepiej rozpropagować wiedzę o starym Maszewie i jego mieszkańcach.

1 komentarz: