W naszym drugim spacerze ulicami Maszewa przewędrujemy położoną na Starym Mieście, a więc w obrębie murów obronnych, ulicą ks. Świetlińskiego, która po wojnie nosiła imię Ludwika Waryńskiego - założyciela w 1882 roku partii robotniczej "Proletariat". Przed wojną, a można sądzić że od średniowiecza, była to ulica Źródlana, albo też (w późniejszym rozumieniu) Studzienna, czyli Brunnenstraße. Ta ostatnia, a chronologicznie pierwsza nazwa ma prawdopodobnie bardzo starą "metrykę", związaną zapewne z okresem tworzenia miasta w XIII wieku. Utworzonemu wówczas układowi ulic, z placem centralnym i kościołem, nadano nazwy logiczne do ich usytuowania i funkcji, na przykład Rynek (Marktplatz), ulica Rynkowa (Marktstraße), Ratuszowa (Rathausstraße), Kościelna (Kirchenstraße), Księża (Priesterstraße), czy też Źródlana (Brunnenstraße). O wyborze miejsca do założenia miasta decydowało bowiem z jednej strony korzystne ukształtowanie terenu, sprzyjające zbudowaniu wieńca wałów ziemnych i palisady, z drugiej zaś, dające mieszkańcom łatwy, codzienny dostęp, także w okresach oblężenia miasta przez wroga, źródła wody pitnej. Takie studnie powstały więc w bezpośrednim sąsiedztwie ratusza i kościoła, przy ulicy, którą nazwano Studzienną lub Źródlaną. Pod koniec XIX wieku było w mieście 13 studni publicznych i 22 prywatne.
Zaczynamy naszą wędrówkę od północno-zachodniego krańca ulicy, gdzie zaczyna się (Nr 1, po lewej stronie) i przy którym dobiega końca (Nr 31, po prawej) historyczna numeracja domów, której wprowadzenie w mieście zakończono w 1867 roku. Dzisiaj nazwa ul. ks. Świetlińskiego przedłużona została poza mury miejskie, aż do ul. Kwiatowej, byłej ulicy Hanki Sawickiej (przy której był m.in. żłobek miejski i remiza strażacka). Jednakże w latach 1930-tych zarówno powojenny żłobek, jak i naprzeciwko stojący dom, otrzymały numerację, odpowiednio Brunnenstraße 32 i 33 (w tym drugim domu przyjmował dr Günter Stoltz).
Ulica Hanki Sawickiej zwana była wcześniej Promenadą Okrężną (Ringpromenade). Została utworzona w 1854 roku na splantowanym pierścieniu zewnętrznych wałów obronnych, między którymi a murami miejskimi była fosa, zasypana ziemią z obwałowań, na miejscu której są dzisiaj ogródki działkowe. Na pierwszym planie widoczne są, zbudowane w 1898 roku kolumny, kiedy to dokonano przebicia murów obronnych na szerokość jezdni. Być może przedtem mogła być w tym miejscu wąska furta w murze, jako przejście dla pieszych, w kierunku dawnej drogi na Darż (Daarz) i dalej na Szczecin.
Ulica Hanki Sawickiej zwana była wcześniej Promenadą Okrężną (Ringpromenade). Została utworzona w 1854 roku na splantowanym pierścieniu zewnętrznych wałów obronnych, między którymi a murami miejskimi była fosa, zasypana ziemią z obwałowań, na miejscu której są dzisiaj ogródki działkowe. Na pierwszym planie widoczne są, zbudowane w 1898 roku kolumny, kiedy to dokonano przebicia murów obronnych na szerokość jezdni. Być może przedtem mogła być w tym miejscu wąska furta w murze, jako przejście dla pieszych, w kierunku dawnej drogi na Darż (Daarz) i dalej na Szczecin.
Zanim przekroczymy linię murów obronnych, zatrzymajmy się połowie lat 1960-tych i popatrzymy na dawną bramę ul. Źródlanej od strony skweru, sąsiadującego z ówczesnym żłobkiem miejskim. Na najnowszym nabytku Społecznego Muzeum Energetyki w Maszewie, widzimy dwie młode Maszewianki.
Przejdźmy przez obręb murów miejskich i skręćmy zaraz w prawo, przy murze. Oto ciekawe ujęcie zacisznego maszewskiego zaułka, z perspektywą kamiennej ściany i Baszty Francuskiej, a na pierwszym planie stara fasada domu ryglowego przy wówczas - bo zdjęcie pochodzi z około 1960 roku, ul. Waryńskiego 1. Przed wojną właścicielem domu przy Brunnenstraße 1 był rolnik Willi Gehrke. W jednym z wydań "Massower Anzeiger" z 1932 roku mieszkająca również pod tym adresem wdowa Else Hartwig oferowała na sprzedaż "codziennie świeże szparagi".
Ujmujący jest widok siedzącej na narożnym kamieniu dziewczynki, trzymającej na kolanach jeszcze młodszego braciszka lub siostrzyczkę. Wydaje się, że dzieci w owych czasach miały więcej samodzielności, ale także i odpowiedzialności.
Warto tutaj dodać, na co na stronie internetowej Piotra Teofilewskiego, zwróciła uwagę pani Marianna Kosmalska, że widoczna tutaj lewa połowa domu Nr 1 dzisiaj już nie istnieje, została rozebrana (mieszkała tam rodzina Hulków).
Spójrzmy z góry, kiedyś mówiło się "z lotu ptaka", dzisiaj chyba bardziej przemawiałoby chyba określenie "z lotu drona", na północno-zachodni odcinek starej ulicy Źródlanej - od murów obronnych do kościoła (poniższe zdjęcie z 1940 roku).
Spójrzmy z góry, kiedyś mówiło się "z lotu ptaka", dzisiaj chyba bardziej przemawiałoby chyba określenie "z lotu drona", na północno-zachodni odcinek starej ulicy Źródlanej - od murów obronnych do kościoła (poniższe zdjęcie z 1940 roku).
W lewym górnym rogu widzimy budynek byłego żłobka przy ul. Hanki Sawickiej, a od murów po prawej stronie kolejno domy przy ulicy Źródlanej (dziś ks. Świetlińskiego) 1, 2 i 3 oraz dom narożny przy ul. Rynkowej (dziś Kościuszki) 19, a dalej w prawą tą ostatnią ulicą, w stronę rynku, kolejno domy 20, 21 i 22 (dalej zasłania wieża kościelna). Po lewej stronie od murów widoczne domy przy ul. Źródlanej 30, 29, 28, 27 (narożny z ul. Rynkową (Kościuszki).
Dzisiaj na tym odcinku, poza domami przy ul. Świetlińskiego 1, 31, 30 i 28, wymienione wyżej domy nie istnieją. Pozostała wyrwa w historycznej, ciągłej zabudowie tej ulicy do skrzyżowania z ul. Kościuszki (Rynkową). Na miejscu tych brakujących domów mamy dzisiaj zabałaganione i niezbyt fotogeniczne zakamarki. Dochodzimy do rogu z ulicą Kościuszki, dawniej Rynkową (Marktstraße).
Oto z tej ostatniej ulicy trzy ujęcia kościoła mariackiego. Pierwsze z lewej pochodzi z 1949 roku, środkowe z 1970 roku, a prawe z 2013 roku. Na zdjęciu z lewej widoczne są dwa budynki pomiędzy ulicami Kościuszki i Krótką, kiedyś Ratuszową (Rathausstraße), które ocalały po wojnie, ale do dzisiaj nie dotrwały. Ulica ta należy do jednych w mieście z utraconą (w czasie wojny, a w mniejszej części i po wojnie) w największym stopniu substancją zabudowy.
Oto z tej ostatniej ulicy trzy ujęcia kościoła mariackiego. Pierwsze z lewej pochodzi z 1949 roku, środkowe z 1970 roku, a prawe z 2013 roku. Na zdjęciu z lewej widoczne są dwa budynki pomiędzy ulicami Kościuszki i Krótką, kiedyś Ratuszową (Rathausstraße), które ocalały po wojnie, ale do dzisiaj nie dotrwały. Ulica ta należy do jednych w mieście z utraconą (w czasie wojny, a w mniejszej części i po wojnie) w największym stopniu substancją zabudowy.
Drugą uderzającą różnicą pomiędzy tymi zdjęciami, poza rozrastającymi się przed kościołem koronami drzew, jest - widoczna na prawym zdjęciu, wielka dziura w ścianie zieleni z prawej strony wieży kościoła. Późnym latem w 2012 roku silna wichura złamała jeden z dwóch głównych konarów przykościelnego dębu.
Oto kilka widoków na ten dąb. Poniższe zdjęcie, wykonane od strony portalu głównego kościoła, pochodzi z 2006 roku (foto: Siegfried Projahn), kiedy dąb był jeszcze w pełnej krasie.
Kolejne zdjęcie, wykonane z dużym wyczuciem artystycznym, oddaje nie tylko wielkość i dostojność tego dębu, ale jakby przeczucie grozy zbliżającej się katastrofy (autor: Johnston Sans, flickr, data: 20-03-2009). Widoczna jest, przebijająca przez tynk, konstrukcja szachulcowa domu przy ul. Grunwaldzkiej (Priesterstraße) 2.
I jeszcze tego samego autora, z tego samego dnia, jak profetyczne memento o kruchości życia.
Następne dwa widoki, od strony południowo-zachodniej (z lewej) i od strony dziedzińca kościelnego (z prawej). Zdjęcie z prawej wykonał "magnus58" w październiku 2010 roku, z lewej - Przemysław Stefański, w maju 2012 roku. Jest to nadal, obok nieco mniejszego przy kaplicy św. Jerzego, najcenniejszy w Maszewie pomnik przyrody, dąb szypułkowy (Quercus robur), o obwodzie pnia 510 cm i wysokości 25 metrów. Jeszcze większe, dwa dęby szypułkowe rosną w najbliższej okolicy Maszewa: w Radzanku (Resehl), obok budynku dawnej szkoły - o obwodzie 570 cm i wysokości 28 metrów, oraz w Darżu (Daarz), na dawnych, tak zwanych dobrach rycerskich (Rittergut), należących do Gustawa Schumanna, a po wojnie do PGR - o obwodzie 510 cm i koronie sięgającej 30 metrów wysokości (tam nadal zachował się ślad po tabliczce pomnika przyrody).
Jego historyczna nazwa brzmiała "dąb Lutra" (Luther-Eiche), zapewne związana z posadzeniem drzewa w jakąś okrągłą rocznicę urodzin Marcina Lutra (1483). Ten właśnie rodzaj dębu, charakteryzujący się długowiecznością i imponującymi rozmiarami jakie osiąga, był zazwyczaj wybierany przez protestantów dla upamiętnienia Lutra i Reformacji. Można ostrożnie przypuszczać, biorąc pod uwagę inne, podobnej wielkości dęby, że ma on około 350-400 lat. Niektórzy niemieccy mieszkańcy Maszewa, zapewne w oparciu o przekazywaną im ze starszych pokoleń legendę, mawiali, że dąb miał zostać posadzony niedługo po śmierci Lutra (1546 rok). Byłoby to możliwe, bowiem panujący pod koniec XVI wieku w Maszewie Wolfgang II von Everstein (1538-1592), którego żoną od 1576 roku była Anna von Lippe (1551-1614), był ściśle związany nie tylko rodzinnie, ale politycznie i religijnie ze swoim teściem, hrabią Bernhardem VIII von Lippe, który w Nadrenii-Westfalii zbrojnie stanął w obronie Reformacji.
Rozmiary tego pomnika dziedzictwa historycznego i zarazem przyrodniczego wskazują jednak, że nie jest on aż tak sędziwy. Mógł być posadzony w końcu XVI wieku, lub w XVII wieku, przy okazji jakiejś okrągłej, na przykład setnej rocznicy urodzin Lutra, czy rocznicy ogłoszenia jego 95 tez. Pośrednio można byłoby ustalić wiek dębu, gdyby dendrolog zechciał widzieć słoje odłamanego konara, ale chyba to się nie stało, skoro żadne, kompetentne urzędy w tej sprawie publicznie się nie wypowiedziały.
Paradoksem, a mówiąc konkretnie - knotem prawnym jest ustawa z dnia 3-10-2008 "O udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska", która "zreformowała" poprzednie, "stare", w rozumieniu poprawiaczy - "przestarzałe" prawo ochrony przyrody. Na mocy nowej ustawy Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Szczecinie, która statutowo odpowiada za ochronę środowiska naturalnego, czyli przyrody, której jednym z dyrektorów jest Regionalny Konserwator Przyrody, ani tym bardziej tak zwane "społeczeństwo", nie mają w tej sprawie nic do gadania. Patetyczne pustosłowie w tytule ustawy: "udział społeczeństwa w ochronie środowiska", sprowadza się w istocie do płaceniu podatków, z których te i inne "dyrekcje" są utrzymywane.
Kolejne zdjęcie, wykonane z dużym wyczuciem artystycznym, oddaje nie tylko wielkość i dostojność tego dębu, ale jakby przeczucie grozy zbliżającej się katastrofy (autor: Johnston Sans, flickr, data: 20-03-2009). Widoczna jest, przebijająca przez tynk, konstrukcja szachulcowa domu przy ul. Grunwaldzkiej (Priesterstraße) 2.
I jeszcze tego samego autora, z tego samego dnia, jak profetyczne memento o kruchości życia.
Następne dwa widoki, od strony południowo-zachodniej (z lewej) i od strony dziedzińca kościelnego (z prawej). Zdjęcie z prawej wykonał "magnus58" w październiku 2010 roku, z lewej - Przemysław Stefański, w maju 2012 roku. Jest to nadal, obok nieco mniejszego przy kaplicy św. Jerzego, najcenniejszy w Maszewie pomnik przyrody, dąb szypułkowy (Quercus robur), o obwodzie pnia 510 cm i wysokości 25 metrów. Jeszcze większe, dwa dęby szypułkowe rosną w najbliższej okolicy Maszewa: w Radzanku (Resehl), obok budynku dawnej szkoły - o obwodzie 570 cm i wysokości 28 metrów, oraz w Darżu (Daarz), na dawnych, tak zwanych dobrach rycerskich (Rittergut), należących do Gustawa Schumanna, a po wojnie do PGR - o obwodzie 510 cm i koronie sięgającej 30 metrów wysokości (tam nadal zachował się ślad po tabliczce pomnika przyrody).
Jego historyczna nazwa brzmiała "dąb Lutra" (Luther-Eiche), zapewne związana z posadzeniem drzewa w jakąś okrągłą rocznicę urodzin Marcina Lutra (1483). Ten właśnie rodzaj dębu, charakteryzujący się długowiecznością i imponującymi rozmiarami jakie osiąga, był zazwyczaj wybierany przez protestantów dla upamiętnienia Lutra i Reformacji. Można ostrożnie przypuszczać, biorąc pod uwagę inne, podobnej wielkości dęby, że ma on około 350-400 lat. Niektórzy niemieccy mieszkańcy Maszewa, zapewne w oparciu o przekazywaną im ze starszych pokoleń legendę, mawiali, że dąb miał zostać posadzony niedługo po śmierci Lutra (1546 rok). Byłoby to możliwe, bowiem panujący pod koniec XVI wieku w Maszewie Wolfgang II von Everstein (1538-1592), którego żoną od 1576 roku była Anna von Lippe (1551-1614), był ściśle związany nie tylko rodzinnie, ale politycznie i religijnie ze swoim teściem, hrabią Bernhardem VIII von Lippe, który w Nadrenii-Westfalii zbrojnie stanął w obronie Reformacji.
Rozmiary tego pomnika dziedzictwa historycznego i zarazem przyrodniczego wskazują jednak, że nie jest on aż tak sędziwy. Mógł być posadzony w końcu XVI wieku, lub w XVII wieku, przy okazji jakiejś okrągłej, na przykład setnej rocznicy urodzin Lutra, czy rocznicy ogłoszenia jego 95 tez. Pośrednio można byłoby ustalić wiek dębu, gdyby dendrolog zechciał widzieć słoje odłamanego konara, ale chyba to się nie stało, skoro żadne, kompetentne urzędy w tej sprawie publicznie się nie wypowiedziały.
Paradoksem, a mówiąc konkretnie - knotem prawnym jest ustawa z dnia 3-10-2008 "O udostępnianiu informacji o środowisku i jego ochronie, udziale społeczeństwa w ochronie środowiska", która "zreformowała" poprzednie, "stare", w rozumieniu poprawiaczy - "przestarzałe" prawo ochrony przyrody. Na mocy nowej ustawy Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska w Szczecinie, która statutowo odpowiada za ochronę środowiska naturalnego, czyli przyrody, której jednym z dyrektorów jest Regionalny Konserwator Przyrody, ani tym bardziej tak zwane "społeczeństwo", nie mają w tej sprawie nic do gadania. Patetyczne pustosłowie w tytule ustawy: "udział społeczeństwa w ochronie środowiska", sprowadza się w istocie do płaceniu podatków, z których te i inne "dyrekcje" są utrzymywane.
Jeszcze poniżej jedno, historyczne już ujęcie, nie istniejącego w tak okazałej formie dębu, od strony skrzyżowania ul. ks. Świetlińskiego z ul. Mickiewicza, byłą ul. Kościelną (Kirchenstraße), na podstawie oryginalnego zdjęcia autorstwa "magnus58" (25.10.2010).
Na "blogu rowerowym dornfeld" zamieszczono poniższe zdjęcie dębu w pełnym wiosennym rozkwicie, wykonane 18 maja 2011, z następującą uwagą: "Maszewo – przykościelny dąb. Obwód ponad 5 metrów. Wysokość: 24
metry. Pomnik przyrody, tabliczka która o tym informuje, zniknęła".
Poniżej dwa kolejne widoki (lipiec 2013), z przeciwległych kątów, maszewskiego "Bartka", już po amputacji złamanego przez wiatr konara. Poniższe ujęcie zostało wykonane od strony ul. Mickiewicza w kierunku ul. Kościuszki. Pień dębu przykrywa w całości fasadę domu Nr 20 przy ul. ks. Świetlińskiego, o którym zaraz będziemy mówić.
Drugie ujęcie to widok na już kikutowy dąb i smukłą wieżę kościoła od strony ul. Krótkiej i bramy głównej. Przysłania kościół od strony ul. Krótkiej, pięknie kwitnący wiosną, i w odróżnieniu od kasztanowców białych - zdrowy, kasztanowiec czerwony (Aesculus × carnea), o obwodzie pnia 340 cm (dane sprzed 20 lat), również uznany przez dendrologów jako jeden z cenniejszych okazów przyrody w Maszewie. Jego kwiaty sypane były tradycyjnie w procesjach Bożego Ciała.
Poniżej dwa kolejne widoki (lipiec 2013), z przeciwległych kątów, maszewskiego "Bartka", już po amputacji złamanego przez wiatr konara. Poniższe ujęcie zostało wykonane od strony ul. Mickiewicza w kierunku ul. Kościuszki. Pień dębu przykrywa w całości fasadę domu Nr 20 przy ul. ks. Świetlińskiego, o którym zaraz będziemy mówić.
Drugie ujęcie to widok na już kikutowy dąb i smukłą wieżę kościoła od strony ul. Krótkiej i bramy głównej. Przysłania kościół od strony ul. Krótkiej, pięknie kwitnący wiosną, i w odróżnieniu od kasztanowców białych - zdrowy, kasztanowiec czerwony (Aesculus × carnea), o obwodzie pnia 340 cm (dane sprzed 20 lat), również uznany przez dendrologów jako jeden z cenniejszych okazów przyrody w Maszewie. Jego kwiaty sypane były tradycyjnie w procesjach Bożego Ciała.
Dziedziniec kościelny został w 1948 roku ogrodzony parkanem, którego metalowe przęsła i bramki przeniesiono
z przedwojennego cmentarza ewangelickiego, dzisiaj katolickiego. Teren
przykościelny spełniał funkcję cmentarza miejskiego do 1792 roku i z pewnością był ogrodzony (przed wejściem nań zwierząt domowych, które w dawnych wiekach żyły blisko ludzi, czasami nawet pod jednym dachem).
Oto klasyczny wygląd wiejskiego kościoła i cmentarza w północnych Niemczech (a więc i na Pomorzu) u progu XX wieku, w artystycznym wyobrażeniu Friedricha W. Kleukensa ("Kunst und Leben", 1922). Dwa okazałe drzewa przed kościołem dopełniają poczucia świętości, harmonii i spokoju tego miejsca. Sylwetka koguta na zwieńczeniu wieży kościelnej nie jest bynajmniej li tylko luterańską, ale i na zachodzie Europy także katolicką tradycją. Jest to ostrzeżenie przed ludzkimi słabościami, przed zwątpieniem w Boga, które może dotknąć każdego człowieka, nawet pierwszego następcę Chrystusa na ziemi. Nawiązuje ona do biblijnego zaparcia się św. Piotra wobec Chrystusa («Powiadam ci, Piotrze, nim zapieje dziś kogut, trzy razy wyprzesz się tego, że mnie znasz» - Ewangelia według św. Łukasza 22, 34)
Zatrzymajmy się dłużej przy maszewskim kościele i jego historii w pierwszych kilkunastu powojennych latach. Okres ten wiąże się w dużym stopniu z pobytem na Pomorzu, a zwłaszcza w Maszewie księdza proboszcza Kazimierza Świetlińskiego (1886-1975).
Oto klasyczny wygląd wiejskiego kościoła i cmentarza w północnych Niemczech (a więc i na Pomorzu) u progu XX wieku, w artystycznym wyobrażeniu Friedricha W. Kleukensa ("Kunst und Leben", 1922). Dwa okazałe drzewa przed kościołem dopełniają poczucia świętości, harmonii i spokoju tego miejsca. Sylwetka koguta na zwieńczeniu wieży kościelnej nie jest bynajmniej li tylko luterańską, ale i na zachodzie Europy także katolicką tradycją. Jest to ostrzeżenie przed ludzkimi słabościami, przed zwątpieniem w Boga, które może dotknąć każdego człowieka, nawet pierwszego następcę Chrystusa na ziemi. Nawiązuje ona do biblijnego zaparcia się św. Piotra wobec Chrystusa («Powiadam ci, Piotrze, nim zapieje dziś kogut, trzy razy wyprzesz się tego, że mnie znasz» - Ewangelia według św. Łukasza 22, 34)
Zatrzymajmy się dłużej przy maszewskim kościele i jego historii w pierwszych kilkunastu powojennych latach. Okres ten wiąże się w dużym stopniu z pobytem na Pomorzu, a zwłaszcza w Maszewie księdza proboszcza Kazimierza Świetlińskiego (1886-1975).
Był on wysłannikiem polskiego Kościoła do Berlina w maju 1945 roku, w celu formalnego przejęcia przez polską jurysdykcję kościelną kościołów na Pomorzu, od Konrada von Preysing (1880-1950), biskupa Berlina, któremu podlegała organizacja kościołów katolickich na Pomorzu Zachodnim. Ks. K. Świetliński przybył na Pomorze 9 czerwca 1945 roku, wraz z Piotrem Zarembą (1910-1993), mianowanym prezydentem polskiego Szczecina. W tym mieście przyszły proboszcz Maszewa spędził pierwsze powojenne lata, organizując tam polskie kościoły.
W latach 1949-1958 ks. Kazimierz Świetliński prowadził działalność duszpasterską w maszewskiej parafii, obejmującej 19 kościołów filialnych i 14 szkół, w których uczył religii. Był też w tym okresie dziekanem Kurii Gorzowskiej dla Okręgu Stargardzkiego.
Być może to jego autograf widnieje na poniższym fragmencie korespondencji, z pieczątką w języku łacińskim: "Ecclesia parochiahs B. M. V. (Beatae Mariae Virginis) Claromontano in Maszewo" - "Kościół parafialny NMP (Najświętszej Marii Panny) Jasnogórskiej w Maszewie", prawdopodobnie z okazji Świąt Bożego Narodzenia w 1949 roku (źródło: Allegro archiwum).
Ks. Kazimierz Świetliński urodził się 4 września 1886 roku w Warszawie. Z chwilą odrodzenia się Polski w roku 1919 był kapelanem II Pułku Szwoleżerów. Przed II wojną światową pracował m.in. wśród emigracji polskiej w Argenteuil pod Paryżem. Jako zakonnik, duszpasterz Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii Zagranicznej brał udział w Kongresie Eucharystycznym w Dublinie (1932), w pielgrzymce jubileuszowej Polaków do Rzymu (1933) i w II-gim Światowym Kongresie Polaków w Ojczyźnie (1934). W 1936 roku uzyskał w Institut Catholique de Paris naukowy tytuł doktora, z zakresu nauk społecznych. Po wojnie, w 1946 roku, ks. K. Świetliński uczestniczył w Ogólnopolskim Zjeździe Onomastycznym, w pracach komisji zmieniającej nazwy ulic i dzielnic Szczecina.
Po okresie maszewskim, w 1958 roku został superiorem domu Towarzystwa Chrystusowego w Puszczykowie pod Poznaniem. Od 1962 roku pracował dla Polonii w Kanadzie (Calgary, Windsor) i w USA (Detroit). Zmarł 10 października 1975 roku w Detroit. Prowadził w tamtym okresie niezwykle ruchliwe życie, a wśród współbraci zakonnych znany był z licznych podróży i pielgrzymek. Odwiedzał często Polskę, podróżował m.in. do Rzymu, Lourdes, Fatimy, Lisieux, Paryża, Jerozolimy, Adampolu w Turcji.
Jego następcą w Maszewie, w latach 1958-1965, był również zakonnik z Towarzystwa Chrystusowego, ks. proboszcz Karol Kopacz (1913-2012). Na zdjęciu obok z 1961 roku, z młodą Maszewianką Jadwigą (archiwum rodzinne). Zwraca uwagę, wyrażone jeszcze w staropolszczyźnie, słowo "komunja". Dobrze pamiętam drobną sylwetkę tego kapłana, o cichym, ciepłym głosie i skromnej aparycji, objeżdżającego parafię maszewską brązowym skuterem marki Simson (sądzę, że był to zapewne model Schwalbe), produkcji NRD. Po wyjeździe ks. K. Kopacza do pracy kapłańskiej na Dolnym Śląsku, w latach 1965-1968 parafią maszewską kierował ks. Jan Guzikowski. W 1968 roku Zgromadzenie Księży Chrystusowców przekazało parafię w Maszewie pod opiekę księży Diecezji Szczecińsko-Kamieńskiej.
To księża zakonni organizowali polski kościół w Maszewie, tak jak i w większości na całym Pomorzu. Można powiedzieć, że dopiero w połowie XX wieku spełniły się pragnienia wielkiego naszego XV-wiecznego historyka, Jana Długosza (chociaż o Pomorzu Zachodnim nawet nie marzył): „...szczęśliwym mienię siebie i swoich współczesnych, że oczy nasze oglądają połączenie się krajów ojczystych w jedną całość. A szczęśliwszym byłbym jeszcze, gdybym doczekał odzyskania za łaską Bożą i zjednoczenia z Polską Śląska, Ziemi Lubuskiej i Słupskiej... Z radością zstępowałbym do grobu i słodszy miałbym w nim odpoczynek”.
Z uwagi na fakt iż pierwsza zachowana wzmianka o Maszewie dotyczy działającego tutaj już w 1232 roku księdza Bertrama, należy przypuszczać, że historyczna nazwa ulicy Źródlanej miała nie tylko uzasadnienie praktyczne (studnie wodne, a więc ulica Studzienna), o czym wspomniałem wyżej, ale i być może powód symboliczny, nawiązujący do ewangelizacji Pomorza przez biskupa Ottona z Bambergu w 1124 roku, kiedy to w Pyrzycach chrzcił on naturalne źródło wody, z którego korzystali mieszkańcy. Oto na widokówce z 1906 roku to przyjęte w tradycji miejsce.
Z okresu ks. K. Świetlińskiego w Maszewie zachowało się poniższe zdjęcie parafian maszewskich z pielgrzymki do Częstochowy, prawdopodobnie w 1957 roku. Kto rozpoznaje siebie, bliźnich lub znajomych? Moja babcia Wiktoria stoi zaraz przy księdzu, za jego prawym ramieniem. Rozpoznaję też panią Łuczakową oraz wiele innych, znajomych twarzy, niestety bez skojarzenia z konkretnymi nazwiskami.
Podążajmy dalej, do ks. K. Świetlińskiego jeszcze powrócimy przy okazji innego zdjęcia. Poniżej bardzo smutne zdjęcie (ze zbiorów Społecznego Muzeum Energetyki) domu przy ul. Mickiewicza 9, na skrzyżowaniu z ówczesną ul. Waryńskiego, wykonane w 1955 roku. Bieda bije po oczach. Ale dla chłopaka z rowerem dzieciństwo już miało swe jasne strony, których każdy bez roweru mógł tylko zazdrościć.
Idziemy w kierunku ulicy Sienkiewicza, byłej ulicy Pokoju (Friedenstraße). Kolejne zdjęcie to już czasy współczesne. W głębi widać ten sam dom narożny, już odrestaurowany, ale szkoda, że już z zamurowanymi trzema oknami i narożnym wejściem do domu. No cóż, funkcje mieszkalne z czasem się zmieniają, trzeba to rozumieć. Dobrze, że w zamurowanym wejściu pozostały elementy dekoracyjne i "zasygnalizowane" schody.
Całe szczęście, że właściciel domu Nr 5 uchronił stary styl fasady, który budynkowi nadaje własny charakter. W dolnej części fasady zastosowano pas z ozdobną, pionową kryzą, podobnie jak na budynku przy ul. Wojska Polskiego 10. Przed wojną jedno mieszkanie tego domu zajmował kowal Wilhelm Lüdtke, a drugie przedsiębiorca budowlany, August Freitag. Pozostały zewnętrzne parapety okienne, w błyszczącej, głębokiej zieleni, zabytkowymi kafelkami, takie same, jak na ul. Sportowej 13.
Całe szczęście, że właściciel domu Nr 5 uchronił stary styl fasady, który budynkowi nadaje własny charakter. W dolnej części fasady zastosowano pas z ozdobną, pionową kryzą, podobnie jak na budynku przy ul. Wojska Polskiego 10. Przed wojną jedno mieszkanie tego domu zajmował kowal Wilhelm Lüdtke, a drugie przedsiębiorca budowlany, August Freitag. Pozostały zewnętrzne parapety okienne, w błyszczącej, głębokiej zieleni, zabytkowymi kafelkami, takie same, jak na ul. Sportowej 13.
Jeszcze jedno ujęcie domów o numerach 5 i 6, z detalami architektonicznymi fasady (foto: chpagenkopf, portal Mapio.net po edycji).
Ach, cofnijmy się jeszcze parę kroków w kierunku ul. Mickiewicza i z drugiej strony ulicy spójrzmy w kierunku ul. Sienkiewicza. Widać, że wyjątkowo jak na tę ulicę, zachowała się oryginalna niemal w całości pierzeja północno-wschodnia, pomiędzy tymi dwoma ulicami. Tym małym wyjątkiem, zaznaczonym na ścianie domu Nr 5, są zarysy dachu domu, po którym został tylko parterowy fragment ściany fasadowej.
I tak zbliżamy się do drugiego krańca ul. ks. Świetlińskiego, którą przebyliśmy zwróceni na tą stronę ulicy, do której przylega teren kościelny. Zanim zrobimy w tył zwrot, pójdźmy jeszcze parę kroków. Ten widok na mały domek, starą ceglaną oborę z falującym dachem jest całkiem fotogeniczny. Ale widoczna bardziej w głębi styropianowa modernizacja zbliża się wielkimi krokami.
I tak oto jesteśmy na końcu ulicy z widokiem w przeciwną stronę, z narożnikiem budynku Nr 10 z lewej strony i budynkiem Nr 9 po prawej. Ten ostatni, nie tak dawno został wyremontowany, szczęśliwie z zachowaniem dawnej bryły, ale z utratą wszelkich architektonicznych subtelności jego fasady (gzymsy, obramienia okien). Przyszedł król-styropian i wszystko wyrównał, wygładził i pozbawił części jego dawnego uroku. Są przykłady w innych miastach, że nawet w technologii styropianowej można uchronić stary styl domu, bez szczególnych dodatkowych nakładów. Wiele zależy od gustu właściciela.
Porównajmy wygląd współczesny tego fragmentu ulicy z tym sprzed niemal wieku, w ujęciu "z lotu ptaka". Widoczna jest tutaj pełna i ciągła zabudowa po obu stronach ulicy, pomiędzy dzisiejszymi ulicami Mickiewicza i Sienkiewicza. Ciekawe, że po tylu zawieruchach umiejscowienie słupa elektrycznego przy budynku Nr 10 pozostało dokładnie takie samo, a tylko wymieniono dawny drewniany, na "nasz" betonowy. Proszę zauważyć, że domy Nr 12 (z lewej strony ulicy) i Nr 7 (z prawej) mają konstrukcję ryglową, czego dzisiaj trudno byłoby się domyślić.
Dom przy Brunnenstraße 12 był do 1925 roku jednym z dwóch budynków szkoły podstawowej, w którym to roku oddano do użytku nowo zbudowaną szkolę przy Gollnowerstraße (Jedności Narodowej). Drugim obiektem szkolnym do 1925 roku, o podobnej wielkości i konstrukcji ryglowej, był nieistniejący dziś budynek (na miejscu obecnego budynku przy ul. Kościuszki 27E-F) przy Fürstenstraße (Buczka, Kamienna).
Dom przy Brunnenstraße 12 był do 1925 roku jednym z dwóch budynków szkoły podstawowej, w którym to roku oddano do użytku nowo zbudowaną szkolę przy Gollnowerstraße (Jedności Narodowej). Drugim obiektem szkolnym do 1925 roku, o podobnej wielkości i konstrukcji ryglowej, był nieistniejący dziś budynek (na miejscu obecnego budynku przy ul. Kościuszki 27E-F) przy Fürstenstraße (Buczka, Kamienna).
Jeszcze raz rzut oka z lotu ptaka na odcinek ul. Źródlanej pomiędzy ulicami Pokoju (Friedenstraße), a dzisiaj Sienkiewicza i Księżej (Priesterstraße), obecnie Grunwaldzkiej, wraz z zaznaczonymi numerami domów.
Ten sam, mniej więcej fragment ulicy, widziany poniżej z przeciwnej strony, niż na poprzednim zdjęciu, z kierunku kościoła (fragment ściany szczytowej nawy widoczny w lewym dolnym rogu).
A teraz czas zatrzymać się trochę dłużej przy narożnym domu Nr 9, którego przedwojennym właścicielem był Gustav Timm, posiadacz w tym miejscu rozlewni piwa i wody mineralnej.
Interes piwny odziedziczył po ojcu Wilhelmie, który go prowadził od pierwszych lat XX wieku, a sam rozwinął go o wytwórnię wód gazowanych. Jak wskazują pozostałości prywatnej pompy na terenie tego domu, lokalizacja rozlewni wód przy ul. Źródlanej uzasadniona była m.in. dobrym dostępem do złóż wodonośnych w okolicy tej ulicy, gdzie i dzisiaj zlokalizowane jest ujęcie wody pitnej dla wodociągów miejskich.
Prezentujemy poniżej cztery butelki o pojemności 33 cl, pochodzące z wytwórni wód Gustawa Timma, będące w kolekcji Kazimierza Gawrysiaka (źródło: butelki.porcelanki.net, foto: Bartek Klimasiński). Napis na butelkach: "GUSTAV TIMM MASSOW i/POM UNVERKÄUFLICH". Ostatnie słowo oznacza "nie na sprzedaż", czyli butelka formalnie pozostaje własnością firmy, a klient z niej korzysta płacąc kaucję.
Oto kolejne trzy butelki tej firmy, z dawnymi ale dziś wracającymi "do mody" - sprężynowymi zamknięciami, oraz korek porcelanowy podłużny (proporcje pomiędzy zdjęciami butelek i korka oczywiście nie są zachowane).
I jeszcze kilka innych zabytków z logo producenta (skala na zdjęciach nie jest zachowana).
A oto porcelanka Gustawa Timma wśród innych z terenów Pomorza - z Białogardu (Belgard), Nowogardu (Naugard) i Czaplinka (Tempelburg), z kolekcji Tomka Mazura.
I jeszcze dwie butelki z rozlewni Timma, w zbiorach Społecznego Muzeum Energetyki. Piotr Teofilewski zwrócił uwagę, że w tej firmie rozlewano piwo z założonego w 1825 roku, browaru C. Furhrmanna w Połczynie Zdroju (Bad Polzin).
Takimi pojazdami, zaprzęgami konnymi na krótsze dystanse, ciężarówkami - na dłuższe, rozwożono piwo w beczkach z połczyńskiego browaru do rozlewni różnych miast Pomorza (foto, lata 1920-te: Heimatseiten Belgard). Browar miał swoją rozlewnię w Białogardzie.
Poniższy anons prasowy z 1926 roku wskazuje, że browar produkował wiele rodzajów piwa (także lód, lemoniadę i wodę mineralną), stąd już wiemy, dlaczego rozlewnia Timma w Maszewie dysponowała butelkami w różnych kształtach, kolorach i odcieniach.
Z domu przy Brunnenstrasse 9, w dawnym Massow, pochodzą dwa, uratowane dzięki staraniom pana Piotra Teofilewskiego i życzliwości pani Bożeny Chiży, zabytki, jakimi są wymalowane na kafelkach kuchennych, stare niemieckie porzekadła ludowe: "Pokój w domu (kraju) jest złota wart" ("Friede am Herd ist Goldes wert", dosłownie: pokój w kuchni, w ognisku domowym) - bez znanego mi polskiego odpowiednika, oraz "Oszczędnością i pracą ludzie się bogacą" ("Sich regen bringt Segen", dosłownie: Działanie przynosi błogosławieństwo). Oryginalne te płytki można oglądać w Muzeum Społecznym Energetyki w Maszewie.
Miejsce oryginalnego położenia tej ceramiki przy ul. Świetlińskiego 9, przedstawia poniższe zdjęcie (źródło: Społeczne Muzeum Energetyki w Maszewie).
Oba zestawy płytek pochodzą z Somag Meissen Verbandsfabrik z Miśni, fabryki kafli piecowych i kuchennych oraz dekoracyjnej ceramiki, założonej w 1868 roku przez Ernsta Teicherta pod pierwotną nazwą "Sächsischen Ofen- und Tonwarenfabrik".
Można sobie lepiej wyobrazić, jak wyglądały stare kuchnie na Pomorzu z takimi lub podobnymi przysłowiami, patrząc na poniższe dwie fotografie. Pierwsze z tych haseł, z tej samej fabryki (foto: Annelie Somborn Fliesenmalerei).
Utrwalone na kafelkach, popularne były na Pomorzu jeszcze inne ludowe mądrości. Na przykład zbliżone do pierwszego z tych haseł: "Własny dom jest cenniejszy ponad złoto" ("Eigenes Herd ist Goldes wert", które w polskim wydaniu brzmi (z myślą o domu, rzecz jasna): "Lepszy ciasny, ale własny". Inne brzmi tak samo u Niemców, jak i Polaków (w tym się zgadzamy?): "Pokój buduje, niezgoda rujnuje" ("Friede ernährt, Unfriede verzehrt").
Drugie powiedzenie, poniżej na zdjęciu, w rzeczywistej prezentacji, również produkcji Somag w Miśni (Meissen), wmontowane tutaj być może nie tylko w celach dekoracyjnych, ale i motywacyjnych: rusz się, weź się do roboty!
Drugie powiedzenie, poniżej na zdjęciu, w rzeczywistej prezentacji, również produkcji Somag w Miśni (Meissen), wmontowane tutaj być może nie tylko w celach dekoracyjnych, ale i motywacyjnych: rusz się, weź się do roboty!
Czas ruszyć dalej w drogę. Wracamy, skąd rozpoczęliśmy spacer, ale podążając tym razem przeciwną, południowo-zachodnią stroną ulicy. Niestety, ale na odcinku od ul. Sienkiewicza do ul. Grunwaldzkiej, dawnej ul. Księżej (Priesterstraße), tylko domy Nr 10 i Nr 11 zachowały swój dawny wygląd architektoniczny i charakter, natomiast bryła domu Nr 12 została zupełnie zeszpecona, pozbawiona jakiegokolwiek cech indywidualnych. Za tym domem ulica zieje pustką do końca przecznicy, przy której stał dom Nr 17. Oto scena sąsiedzko-rodzinna przed tym domem z 1936 roku (foto: Siegfried Projahn - "Stadt und Land Massow in Pommern", 1987).
Był to dom rodzinny Zygfryda Projahna, szefa organizacji byłych mieszkańców Maszewa w Niemczech - Związku Rodaków Maszewa i Okolic (Heimatbund Massow und Umgegend) w Mölln, zasłużonego w budowaniu pojednania polsko-niemieckiego i darczyńcy zbiorów do Izby Pamięci w Maszewie. Tuż za tym domem biegła ulica Księża (Priesterstraße), czyli dzisiejsza Grunwaldzka. A dalej widoczny jest narożny dom numer 18 i kolejny 19.
Oto, co zastał po swoim domu, na zdjęciu z 1967 roku (źródło: "Massower Anzeiger"; stoi jeden z jego byłych sąsiadów). Wyobrażam sobie, że podobne uczucie maluje się na twarzach Polaków, odwiedzających swoje strony rodzinne na Wschodzie. Dzisiaj już nie ma widocznych w głębi zabudowań gospodarczych, zamykających podwórza posesji przy ulicy Źródlanej.
Przy okazji Świąt Wielkanocnych przywołam tutaj jego wspomnienie ze starego zwyczaju z przedwojennego Maszewa, związanego, jak i u nas, nie tylko z jajkami wielkanocnymi, ale i z wodą, ale nie w naszej wersji "śmigusa, dyngusa". W pierwszy dzień świąt, jeszcze przed świtem, młodzi chłopcy i dziewczęta udawali się do strumyka z czystą, pitną wodą i przynosili je w dzbanie do domu, po drodze nie mogąc wymówić żadnego słowa, aby woda nie straciła swoich, szczególnych tego dnia, uzdrawiających właściwości. Kierowano się do jeszcze śpiącego domownika, budzono go uderzając brzozową gałązką, którą od 14 dni trzymano w wazonie z wodą i wołano: "Uderzam cię, uderzam po jajko wielkanocne, jeśli mi go nie dasz, przepołowię twą koszulę nocną" ("Stiep, stiep Osterei, gibst du mir kein Osterei, stiep ich dir dein Hemd entzwei"). W zamian za otrzymane jajko podawano do wypicia na pusty żołądek zimną wodę i obrane jabłko. Miało to wybrańcowi przynieść przez cały rok zdrowie i młody wygląd. Podobne zwyczaje przetrwały wśród niemieckich Serbołużyczan pochodzenia słowiańskiego, dzisiaj stylizowane już pod turystę ("Sorbische Osterbräuche: Osterreiter, Osterwasser, Eier und Co.! So feiern die Sorben Ostern", artykuł w news.de, foto: Peter Becker).
Najstarsze, średniowieczne konstrukcje studni były całkowicie drewniane, od dębowej zwykle cembrowiny, po żuraw z drągiem, wpuszczanym do studni, na końcu którego zawieszane było wiadro, nierzadko wykonane także z drewnianych klepek. Możemy przyjąć, że takie, jak na poniższej ilustracji, były pierwsze studnie maszewskie. Ta pochodzi z XIX-wiecznego Ustronia Morskiego (niem. Henkenhagen).
Oto już młodsza od poprzedniej, studnia - pompa, z całkowicie drewnianym korpusem obudowy i drewnianą dźwignią-uchwytem, ale z żelaznym, wewnętrznym mechanizmem pompy i żelazną rurą odpływową.
Takie konstrukcje powstały pod koniec XVII wieku i - jak widać poniżej, dotrwały do wieku XX. Wcześniej były to otwarte studnie z zadaszeniem, najpierw (od wczesnego średniowiecza) z kwadratową, drewnianą obudową kanału, a później z obmurowaną, okrągłą, kamienną cembrowiną. Wodę wyciągano w wiadrach za pomocą kołowrotu, albo wysokiego żurawia studziennego. Ta pompa pochodzi z łużyckiego miasta Biała Woda (po łużycku Běła Woda, po niemiecku Weißwasser), a zdjęcie wykonano w latach 1930-tych (źródło: Deutsche Fotothek).
Jako że jesteśmy przy temacie ulicy Studziennej, nie mogę sobie odmówić zamieszczenia jeszcze jednej archiwalnej fotografii pompy z drewnianym korpusem, ale już z "nowoczesną", betonową cembrowiną, i to czynnej jeszcze w 1954 roku. Poniższe zdjęcie zatytułowane jest w miejscowym, serbołużyckim języku, jako "Wjesna drjewjana klumpa studnje na Horje pola Mužakowa", co po polsku znaczy "Wiejska drewniana studnia z pompą w Górze pod Mużakowem", a po niemiecku "Dorfbrunnen mit Pumpe aus Holz in Berg bei Muskau" (foto: Ernst Tschernik, źródło: Sorbisches Kulturarchiv des Sorbischen Instituts e. V. Bautzen).
Nie tylko na Brunnenstraße, ale i w całym Maszewie sprzed wieków, aż po połowę XX wieku, można było widzieć poniższy obrazek dziewczyny, idącej z konewkami na nosidle (koromyśle - od staroruskiego коромысeлъ) po wodę ze studni. Zdjęcie wykonał August Kotsch w 1870 roku (źródło: Deutsche Fotothek).
Wracamy na naszą ulicę. Dotarłem przed kilkoma dniami do innego fotograficznego ujęcia (źródło: Fotomemoria) miejsca po budynku Nr 17, wykonanego w 1949 roku, z miejsca widocznych na wyżej na zdjęciu chlewików (dzisiaj już nie istniejących), w stronę kościoła. Jak widać, pozostawione jeszcze, już nawet nie ruiny domu, ale zarośnięte zwały po ruinach, sięgały zapewne wysokości dwóch metrów. Oto, co przynoszą wojny. Wszelkie wojny, "sprawiedliwe" czy nie.
Jeszcze poniżej, z podobnego ujęcia, ale z większego oddalenia zdjęcie (ze zbiorów Społecznego Muzeum Energetyki) tego miejsca z około 1955 roku, gdzie nadal widoczne są zwały gruzów wzdłuż tej części ul. Waryńskiego.
Z westchnieniem nad słabością ludzkiego zarządzania światem, jaki powierzył nam Bóg - dla jednych, natura - dla drugich, idziemy dalej, mijając kolejne czeluście po zaginionych domach i ludziach. Z wysokości ul. Grunwaldzkiej (Priesterstraße) odwróćmy się i popatrzmy jeszcze raz na pusty plac (foto poniżej) po zmiecionych przez wojnę pięciu domach. Na trawniku można dopatrzyć się zarysów fundamentów.
Nieco dalej, niż na wysokości sylwetki przechodzącego chłopca stał dom Nr 15, w którym mieszkali rolnicy, bracia Franz i Wilhelm Pinnow. Do obowiązków syna jednego z nich należało cotygodniowe nakręcanie zegara na wieży kościelnej. Dzisiaj nie jest, niestety (bo nadawałby się do regeneracji i ponownego uruchomienia), używany oryginalny mechanizm zegarowy, ale zastępcze urządzenie cyfrowe, z przełożeniem mechanicznym. Oto wejście na wieżę, z którego korzystał młody Pinnow.
A w głębi ulicy - dom Nr 12, jeszcze w oryginalnym, przedwojennym kształcie, z dwuspadowym dachem, stan około 1965 roku. Był to najwyższy w Maszewie dom o konstrukcji ryglowej, jaki ocalał po wojnie (jak wspomniałem wyżej, jeden z dwóch budynków starej szkoły). Tutaj na fotografii, jest już otynkowany (lekko przebijają przez tynk czworoboki drewnianej konstrukcji).
Pod domem stoi wóz konny, na gumowych już kołach, chociaż były wówczas jeszcze w użytku wozy o drewnianych kołach z żelaznymi obręczami. Na miejscu szóstego w tej linii, zaginionego domu Nr 18 skubią trawę, ukryte tutaj na fotografii w głębokim cieniu, kury. Pasące się na skwerach bocznych ulic kozy (sam czasami pasłem jedną), kury, kaczki czy gęsi, oraz przepędzane na pozamiejskie pastwiska i z pastwisk stada krów były zwyczajnymi wówczas widokami.
Z tych samych czasów, a dokładnie z 1964 roku, mamy ujęcie budynku numer 12 od strony podwórza (źródło: zabytek.pl).
Ten sam budynek byłej szkoły, widoczny na poniższym zdjęciu, wykonanym w końcu września 1979 roku (w zbiorach Społecznego Muzeum Energetyki w Maszewie) w trakcie przebudowy, czyli typowej dla lat 1970-tych "modernizacji" - usuwania dachów dwuspadowych i zastępowania ich płaskimi, krytymi papą, dachami. W ten jednak sposób uzyskiwano dodatkowe piętro mieszkalne w budynku. Zwraca uwagę duża liczba osób, biorących udział w ceremonii pogrzebowej - tradycja typowa dla tamtych czasów, a dzisiaj przez szerzącą się antykulturę, zamarła.
Dom przy Brunnenstraße 18 należał do Augusta Michalika, właściciela sklepu spożywczego przy Gollnowerstraße 35 (dzisiaj ulica Jedności Narodowej). Tamtejszy budynek ze sklepem również obecnie nie istnieje, był usytuowany pomiędzy dawnym, tak zwanym Domem Nauczycielskim (ul. Jedności Narodowej 33), a dzisiejszym sklepem "Polo". Domy 18 i 19 przy ul. Źródlanej widoczne są w głębi poniższej fotografii z około 1908 roku, pomiędzy starym budynkiem ratusza i kościołem.
To same ujęcie na miejsce po domach 18-19 z przeciwnej strony, które dzisiaj jest parkingiem, widok od strony ul. Grunwaldzkiej (foto z "Massower Anzeiger", 2007). Można powiedzieć - Maszewo też ma swoją "jamę michalikową". Na Starym Mieście jest wiele takich jam po domach.
Ten sam dom, widziany od frontu, na zdjęciu z końca września 1979 roku (ta sama ceremonia pogrzebowa, jak na wcześniejszym zdjęciu z trwającą przebudową budynku numer 12; ze zbiorów Społecznego Muzeum Energetyki w Maszewie). Ta już nie wojenna, ale pokojowa dewastacja następowała przez trzydzieści powojennych lat, aby w tym miejscu znaleźć swój finał jako parking miejski. System socjalistyczny nie tylko tworzył i budował, ale w jeszcze większym stopniu marnował i burzył. Dzisiaj znowu nadchodzą czasy, w których rujnuje się kapitalizm, dobrobyt, swobody demokratyczne i ludzkie życia, aby na gruzach demokracji wprowadzić "ulepszony", totalitarny socjalizm w skali globalnej.
Życie w powojennym Maszewie miało także swoje jasne strony. Takimi były bardzo popularne zabawy ludowe, imprezy sportowe, coroczne dożynki i odpusty. Odpust parafialny miał miejsce w dniu 15 sierpnia, to jest w święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny - patronki maszewskiej parafii. Poza uroczystościami religijnymi (suma odpustowa w wystrojonym kościele, procesja) na rynku miasta wystawione były stragany z ozdobami odpustowymi, i starociami oraz słodyczami i zabawkami, z których cieszyły się dzieci. Na wolnym powietrzu przygrywały kapele ludowe i cygańskie. Można było także zrobić sobie zdjęcie z ... "niedźwiedziem", z czego skorzystały te dwie piękne Maszewianki (fotografia z 1952 roku).
Zdjęcie wykonane z przykościelnego skweru, z widokiem w głąb ulicy Waryńskiego, w kierunku ulicy Hanki Sawickiej, dzisiaj Kwiatowej. Z lewej strony widoczne są domy przy ul. Waryńskiego 28 i 30, a z prawej róg domu przy ul. Kościuszki 6, a w głębi budynek dawnego żłobka. Za młodymi paniami widać furmankę z koniem i rolnikiem, który nie świętował w tym dniu, ale pracował. Ówczesne furmanki nie miały jeszcze kół "samochodowych", czyli z oponami, ale - tak jak za Piasta Kołodzieja sprzed tysiąca lat, z drewnianymi szprychami i obręczami, które obite były żelazną taśmą.
Jako, że na tej i pobliskich ulicach osiedliło się po wojnie wielu rolników, mówiło się - gospodarzy, nie mogę odmówić sobie przyjemności zamieszczenia ilustracji furmanki w drodze, tak częstego do lat 1960-tych obrazka nie tylko w Maszewie i okolicach (źródło: na podstawie fotografii z Wikiwand z 1975 roku). Ten wóz drabiniasty jest w wersji bardziej eleganckiej, wyściełany wyplecionymi matami, a nawet ze światełkiem odblaskowym. Faktem jest, ze wcześniej, w latach 1950/1960-tych, furmanki nie miały światełek odblaskowych, natomiast wyjeżdżający po zmroku poza zagrodę woźnica zobowiązany był zawieszać z tyłu wozu palącą się lampę naftową.
Czasami chłopcy usiłowali korzystać z darmowej podwózki, "po kryjomu" siadając lub czepiając się z podkurczonymi nogami tyłu przejeżdżającego obok wozu konnego, ale ryzykowali, że mogli oberwać batem, gdy woźnica (furman) to dostrzegł. Codzienne obrazki z życia mieszkańców Maszewa (i nie tylko) do połowy lat 1960-tych odzwierciedlały charakter powszedniego bytowania ludzi tego miasta bardziej z pierwszej połowy XX wieku, aniżeli z czasów współczesnych.
A tak wygląda ozdobny wylew żelazny dawnej pomorskiej pompy ulicznej z przełomu XIX/XX wieku (foto: Muzeum Regionalne w Szczecinku). Nawet w takim szczególe dbano o estetykę, o własny charakter i styl codziennych przedmiotów i urządzeń użytkowych.
Kontynuujmy spacer w przeciwną stronę. Dochodzimy do istniejącego domu Nr 20. Oto on, we współczesnym, mocno zmienionym wyglądzie, widziany z ul. Krótkiej. W porównaniu do okresu przed wojną, jak i wielu lat po wojnie, ma obecnie wyraźnie zmodernizowaną fasadę. Na początku lat 1960-tych, kiedy pod okiem Józefa Ślązaka dokonywano remontu w piwnicach pod pomieszczeniami Biblioteki Publicznej, w celu ich adaptacji na Dom Kultury, przy ul. Waryńskiego 20 były prowizoryczne pomieszczenia kulturalne, w tym sala telewizyjna, którą dobrze pamiętam, bo przychodziłem oglądać serial telewizyjny "Zorro" (na poniższym zdjęciu okno z prawej na parterze, ale w domu przed jego późniejszą przebudową).
Oto poniżej zdjęcie (w zbiorach Społecznego Muzeum Energetyki w Maszewie) tego miejsca z około roku 1956, z domami 19 i 20 przy ul. Źródlanej. Na budynku Nr 20 widnieje szyld: "Stołówka Zespołu P.G.R. Maszewo 'Plon'". Biuro Państwowych Gospodarstw Rolnych w Maszewie mieściło się przy pl. Wolności (pierzeja ul. Kościuszki 25). Dom ma wygląd zupełnie nie zmieniony w stosunku do czasów przedwojennych. Mało tego, obok, bardziej w głębi, stoi cały, nie naruszony wojną, budynek Nr 19, który nie miał szczęścia przetrwać do dzisiaj. Tak, jak wiele domów w tym mieście, został rozebrany. Przed wojną mieszkał tam m.in. komornik Friedrich Leu i policjant sądowy Wilhelm Doese (żeliwny krzyż z grobu jego rodziny - Ferdinand Doese 1840-1891, jakimś cudem ostał się na cmentarzu w Maszewie).
Powody rozbiórek domów były zasadniczo dwa. Pierwszy powstawał, gdy przez dłuższy czas pozostając niezamieszkałym, dom został splądrowany w stopniu nie nadającym się do remontu, a na to nie było środków, więc w celach bezpieczeństwa budynek rozbierano. Jednym z wyjątków jest dom Nr 12 przy ul. Wojska Polskiego, który stał zrujnowany do początku lat 1960-tych, ale jednak później wyremontowany, pewnie dlatego, że stał przy najbardziej "reprezentacyjnym" placu miasta, a przy tym - naprzeciwko posterunku milicji. Były też domy, które postanowiono wyburzyć (po przesiedleniu rodzin w inne miejsce), mimo że były zamieszkałe, a więc nie zdewastowane, na przykład dom przy ul. Wojska Polskiego 16 (dziś ten numer przeniesiono na budynek byłej stolarni). To nieszczęście dotyczyło zwłaszcza domów w konstrukcji ryglowej, czyli z "pruskimi murami", a te zaraz po wojnie kojarzyły się z "niemieckością", a przy tym były chyba bardziej kłopotliwe w odbudowie i konserwacji. Znajdujące się na bocznych ulicach domy z "muru pruskiego", jeżeli nie zostały zaraz po wojnie zamieszkane, ze względu na dużą zawartość drewna, stawały się łupem jako materiał opałowy i były sukcesywnie rujnowane.
Drugim powodem, który dotyczył przede wszystkim największych obiektów administracyjnych miasta, poza jego ścisłym centrum, była potrzeba rozebrania ich cegła po cegle i przekazania pociągami do Warszawy, bowiem "rzucono" hasło: "Cała Polska buduje stolicę". Tak został rozebrany gmach domu dziecka, budynek poczty, budynek sądu, dwa budynki "siostrzane", które stały za przedszkolem miejskim, budynek narożny, stojący w miejscu poszerzonego skrzyżowania ul. Nowogardzkiej (Naugarderstraße) z ul. Jedności Narodowej (Gollnowerstraße), naprzeciwko dzisiejszego Banku Spółdzielczego, czyli dawnej restauracji "Piastowskiej", a przed wojną motelu i restauracji Gastwirtschaft Mittag.
Drugim powodem, który dotyczył przede wszystkim największych obiektów administracyjnych miasta, poza jego ścisłym centrum, była potrzeba rozebrania ich cegła po cegle i przekazania pociągami do Warszawy, bowiem "rzucono" hasło: "Cała Polska buduje stolicę". Tak został rozebrany gmach domu dziecka, budynek poczty, budynek sądu, dwa budynki "siostrzane", które stały za przedszkolem miejskim, budynek narożny, stojący w miejscu poszerzonego skrzyżowania ul. Nowogardzkiej (Naugarderstraße) z ul. Jedności Narodowej (Gollnowerstraße), naprzeciwko dzisiejszego Banku Spółdzielczego, czyli dawnej restauracji "Piastowskiej", a przed wojną motelu i restauracji Gastwirtschaft Mittag.
Zdjęcie przedstawia scenę z pogrzebu nieznanej mi osoby. Mogła to być "ważna" osoba, bowiem trumnę niosą żołnierze, przed nią idzie ks. K. Świetliński. Czy ktoś może dopowiedzieć więcej? W głębi jeszcze nienaruszone domy przy ówczesnej ul. Waryńskiego 19 i 20.
Zatrzymamy się jeszcze przed budynkami Nr. 19 i Nr 20, w ich oryginalnej formie, zachowanej do końca lat 1950-tych, bowiem tworzyły one tło na zdjęciach przedstawiających kamienny obelisk, postawiony przez mieszkańców Maszewa po I wojnie światowej, poświęcony sportowcom z Massow, którzy w tej wojnie zginęli.
Oto poniżej jego najstarsze, znane ujęcie, z samego początku lat 1920-tych. Widoczna jest surowa, nieregularna, nieobrobiona bryła kamienia z wmontowaną w nią żeliwną tablicą pamiątkową, z nazwiskami 11 osób, w tym wspomniane wyżej nazwisko E. Timm oraz K. Trapp. Wilhelm Trapp był przed wojną uznanym, długoletnim burmistrzem Maszewa, w latach 1907-1945. W Maszewie mieszkało wiele rodzin o nazwisku Trapp, m.in. przy tej ulicy, czyli Brunnenstraße 15, czeladnik piekarski Hermann Trapp i murarze Erich i Karl Trapp. Inne nazwiska, które "dały się" z pomnika poległych sportowców odczytać to: C. Borchardt, M. Schmidt, W. Oetker, E. Zügge, E. Vender, Z. Stark, K. Gelen.
Budynek widoczny bezpośrednio za pomnikiem, w którego szybie wystawowej odbija się sylwetka fotografa wykonującego to zdjęcie, to właśnie dom Nr 20, należący do stolarza Bernharda Gehrke, później jego syna Karla, gdzie na parterze prowadził sprzedaż mebli i trumien, a po wojnie prowadzono m.in. stołówkę PGR (od 1954 roku), a później tymczasowy dom kultury. Z boku wycinek z gazety "Massower Anzeiger" z reklamą firmy "Tischlermeister Bernhard Gehrke". Zapewne do jego rodziny należał wspomniany wyżej rolnik Willi Gehrke z domu pod numerem 1, drugi rolnik Ferdinand Gehrke pod numerem 2 oraz robotnik Julius Gehrke pod numerem 24, wszyscy na tej samej ulicy. Po wojnie mieszkanie i zakład stolarski przejął pan Kuczera, a gdy jego jedyna córka zmarła na dyfteryt, wyjechał z Maszewa. Mieszkanie i zakład przejął pan Dyba. Od 1956 roku budynek ze stolarnią należał do Państwowych Gospodarstw Rolnych, a pan Dyba nadal tam mieszkał i jako pracownik PGR prowadził stolarnię.
Dom ryglowy Nr 21 jest niemal identycznej konstrukcji i wielkości, jaki pozostał do dziś przy ul. Wojska Polskiego, byłej Heerstraße 13, a więc prawdopodobnie również z XVIII wieku. Stojący przed domem wóz konny, czyli w starej terminologii furmanka, z drewnianymi kołami i żelaznymi obręczami, należy zapewne do właściciela tego domu, rolnika Richarda Wüsthoff'a. Widoczny przed furmanką słup elektryczny stoi do dziś, już nie ten sam, drewniany, lecz zamieniony na betonowy (ale na powyższym zdjęciu z pogrzebu około 1956 roku, stał jeszcze drewniany). W widocznym także domu Nr 22 mieszkał maszynista parowozu, Emil Steinberg i szewc Emil Kahn.
Oto poniżej jego najstarsze, znane ujęcie, z samego początku lat 1920-tych. Widoczna jest surowa, nieregularna, nieobrobiona bryła kamienia z wmontowaną w nią żeliwną tablicą pamiątkową, z nazwiskami 11 osób, w tym wspomniane wyżej nazwisko E. Timm oraz K. Trapp. Wilhelm Trapp był przed wojną uznanym, długoletnim burmistrzem Maszewa, w latach 1907-1945. W Maszewie mieszkało wiele rodzin o nazwisku Trapp, m.in. przy tej ulicy, czyli Brunnenstraße 15, czeladnik piekarski Hermann Trapp i murarze Erich i Karl Trapp. Inne nazwiska, które "dały się" z pomnika poległych sportowców odczytać to: C. Borchardt, M. Schmidt, W. Oetker, E. Zügge, E. Vender, Z. Stark, K. Gelen.
Budynek widoczny bezpośrednio za pomnikiem, w którego szybie wystawowej odbija się sylwetka fotografa wykonującego to zdjęcie, to właśnie dom Nr 20, należący do stolarza Bernharda Gehrke, później jego syna Karla, gdzie na parterze prowadził sprzedaż mebli i trumien, a po wojnie prowadzono m.in. stołówkę PGR (od 1954 roku), a później tymczasowy dom kultury. Z boku wycinek z gazety "Massower Anzeiger" z reklamą firmy "Tischlermeister Bernhard Gehrke". Zapewne do jego rodziny należał wspomniany wyżej rolnik Willi Gehrke z domu pod numerem 1, drugi rolnik Ferdinand Gehrke pod numerem 2 oraz robotnik Julius Gehrke pod numerem 24, wszyscy na tej samej ulicy. Po wojnie mieszkanie i zakład stolarski przejął pan Kuczera, a gdy jego jedyna córka zmarła na dyfteryt, wyjechał z Maszewa. Mieszkanie i zakład przejął pan Dyba. Od 1956 roku budynek ze stolarnią należał do Państwowych Gospodarstw Rolnych, a pan Dyba nadal tam mieszkał i jako pracownik PGR prowadził stolarnię.
Dom ryglowy Nr 21 jest niemal identycznej konstrukcji i wielkości, jaki pozostał do dziś przy ul. Wojska Polskiego, byłej Heerstraße 13, a więc prawdopodobnie również z XVIII wieku. Stojący przed domem wóz konny, czyli w starej terminologii furmanka, z drewnianymi kołami i żelaznymi obręczami, należy zapewne do właściciela tego domu, rolnika Richarda Wüsthoff'a. Widoczny przed furmanką słup elektryczny stoi do dziś, już nie ten sam, drewniany, lecz zamieniony na betonowy (ale na powyższym zdjęciu z pogrzebu około 1956 roku, stał jeszcze drewniany). W widocznym także domu Nr 22 mieszkał maszynista parowozu, Emil Steinberg i szewc Emil Kahn.
Poniżej kolejne zdjęcie (widokówka) pomnika poległych w wojnie sportowców, z około 1927 roku. Widoczne są zmiany w samym pomniku (nieco bardziej wygładzony kamień, tablica głębiej osadzona), jego otoczeniu (parkan i krzewy) oraz w fasadzie, stojącego w tle domu Nr 20 (podniesiony dach). Napis w górnym prawym roku brzmi: "Plac kościelny z obeliskiem ku pamięci sportowców oraz ulica Źródlana" ("Kirchplatz mit Turnergedenkstela und Brunnenstraße").
Mamy jeszcze powojenne zdjęcie tego pomnika, "przemycone" na fotografii zamieszczonej w publikacji Anny Giniewskiej, Jacka Panka i Marka Zasiecznego "Tutaj mieszkam", Maszewo 2018. Zdjęcie, wykonane w 1946 roku, pochodzi ze zbiorów pana Jerzego Błachnio (drugi od prawej na zdjęciu). Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że to nie ten pomnik, jednakże po żmudnych badaniach innych zdjęć i topografii terenu jestem przekonany, że jest to, ustawiony w identycznym położeniu, ten sam obelisk, chociaż nie taki sam.
Pod koniec lat 1930-tych, jak wynika z zachowanych fotografii, musiał zostać zmieniony kształt głazu, ścięto wierzchołek z tak zwanym krzyżem Salem (z tradycji starobiblijnej), a także krzyżem gimnastyków (Turnerkreuz). W 1868 roku powstała w Szczecinie ewangelicka fundacja zakonnic - diakonek "Salem" - "Schwesternschaft der Diakonie Stiftung Salem". Od 1903 roku przełożoną diakonu była Bertha von Massow. W czasie I wojny światowej niosły pomoc zarówno rannym żołnierzom niemieckim, jak i wziętym do niewoli żołnierzom innych armii. Krzyż Salem przyjął do swojego godła, jak wiele innych organizacji sportowych w Niemczech, Austrii i Szwajcarii, "Męski Klub Gimnastyczny Massow" (Männer-Turnverein Massow), stąd trafił on na pomnik poległych sportowców.
Mamy jeszcze powojenne zdjęcie tego pomnika, "przemycone" na fotografii zamieszczonej w publikacji Anny Giniewskiej, Jacka Panka i Marka Zasiecznego "Tutaj mieszkam", Maszewo 2018. Zdjęcie, wykonane w 1946 roku, pochodzi ze zbiorów pana Jerzego Błachnio (drugi od prawej na zdjęciu). Na pierwszy rzut oka może wydawać się, że to nie ten pomnik, jednakże po żmudnych badaniach innych zdjęć i topografii terenu jestem przekonany, że jest to, ustawiony w identycznym położeniu, ten sam obelisk, chociaż nie taki sam.
Pod koniec lat 1930-tych, jak wynika z zachowanych fotografii, musiał zostać zmieniony kształt głazu, ścięto wierzchołek z tak zwanym krzyżem Salem (z tradycji starobiblijnej), a także krzyżem gimnastyków (Turnerkreuz). W 1868 roku powstała w Szczecinie ewangelicka fundacja zakonnic - diakonek "Salem" - "Schwesternschaft der Diakonie Stiftung Salem". Od 1903 roku przełożoną diakonu była Bertha von Massow. W czasie I wojny światowej niosły pomoc zarówno rannym żołnierzom niemieckim, jak i wziętym do niewoli żołnierzom innych armii. Krzyż Salem przyjął do swojego godła, jak wiele innych organizacji sportowych w Niemczech, Austrii i Szwajcarii, "Męski Klub Gimnastyczny Massow" (Männer-Turnverein Massow), stąd trafił on na pomnik poległych sportowców.
Organizacja diakonek "Salem" została zlikwidowana przez państwo w 1938 roku, ale podczas II wojny światowej siostry - diakonki udzielały pomocy robotnikom przymusowym na Pomorzu, także Polakom. Fundacja została odnowiona w Niemczech w 1950 roku.
Wracając do pomnika, prawdopodobnie w części ufundowanego przez diakonki fundacji Salem, po rozwiązaniu fundacji w 1938 roku dokonano zmian w wyglądzie zewnętrznym pomnika, nadając mu pełną symetrię, zgodnie z obowiązującym wówczas stylem w sztuce, nawiązującym do kultury starożytnej Grecji i Rzymu. Połyskująca tablica pamiątkowa wskazuje, że z żeliwnej i płaskiej została wymieniona na stalową, nierdzewną i półokrągłą, dopasowaną do nadanej, regularnej wypukłości kamienia.
Pomnik został usunięty zapewne w najbliższym roku, dwóch od daty tego zdjęcia (1946), zapewne w trakcie budowania wokół nieogrodzonego przedtem terenu wokół kościoła (zwanego Placem Kościelnym - Kirchplatz), żelaznego parkanu na kamiennej podmurówce. Można przypuszczać, że nie został on wywieziony poza ten teren, a obalony, włożony w pobliski wykop i przykryty splantowaną ziemią, jaka wcześniej tworzyła pod nim mały kurhan. To tylko od strony pomnika, na wcześniej płaskim terenie na poziomie otaczających go chodników, widoczna jest dzisiaj za zbudowaną bramą, skarpa, ponad którą prowadzą schody w kierunku kościoła. W niej może leżeć ten pomnik.
I chyba na tym skończymy krótką opowieść o starszej i nowszej historii dzisiejszej ul. ks. Świetlińskiego. Zapraszam do komentarzy, a zwłaszcza do identyfikacji osób na załączonych zdjęciach archiwalnych.
Wracając do pomnika, prawdopodobnie w części ufundowanego przez diakonki fundacji Salem, po rozwiązaniu fundacji w 1938 roku dokonano zmian w wyglądzie zewnętrznym pomnika, nadając mu pełną symetrię, zgodnie z obowiązującym wówczas stylem w sztuce, nawiązującym do kultury starożytnej Grecji i Rzymu. Połyskująca tablica pamiątkowa wskazuje, że z żeliwnej i płaskiej została wymieniona na stalową, nierdzewną i półokrągłą, dopasowaną do nadanej, regularnej wypukłości kamienia.
Pomnik został usunięty zapewne w najbliższym roku, dwóch od daty tego zdjęcia (1946), zapewne w trakcie budowania wokół nieogrodzonego przedtem terenu wokół kościoła (zwanego Placem Kościelnym - Kirchplatz), żelaznego parkanu na kamiennej podmurówce. Można przypuszczać, że nie został on wywieziony poza ten teren, a obalony, włożony w pobliski wykop i przykryty splantowaną ziemią, jaka wcześniej tworzyła pod nim mały kurhan. To tylko od strony pomnika, na wcześniej płaskim terenie na poziomie otaczających go chodników, widoczna jest dzisiaj za zbudowaną bramą, skarpa, ponad którą prowadzą schody w kierunku kościoła. W niej może leżeć ten pomnik.
I chyba na tym skończymy krótką opowieść o starszej i nowszej historii dzisiejszej ul. ks. Świetlińskiego. Zapraszam do komentarzy, a zwłaszcza do identyfikacji osób na załączonych zdjęciach archiwalnych.